W gruncie rzeczy mamy więc tu raport o zdradzonej kontrrewolucji. Tym „epitetem” komuniści określali konsekwentną opozycję, zarzucając jej, że śmie myśleć o pozbawieniu ich władzy, którą sobie uzurpowali. Ale „Solidarność” była kontrrewolucją w o wiele głębszym sensie. Była katolickim ruchem ludowym, takim jak powstanie wandejskie w XVIII wieku, powstania karlistów – i nasze powstanie styczniowe – w XIX wieku, jak powstanie meksykańskich Cristeros w wieku XX. Walczyła o godność ludzką i wolność religii, o prawa narodu i o prawa rodziny. Już w wolnej Polsce była bodaj jedyną centralą związkową na świecie, która oficjalnie zażądała szacunku dla prawa do życia od poczęcia. To z tej kontrrewolucji – przeciwstawiającej się komunizmowi nie tylko w wymiarze politycznym, ale i duchowym – wyrosła wolna Polska.
I ta właśnie kontrrewolucja została zdradzona. Zaraz po 1989 roku, również dla części polityków związanych wcześniej z „Solidarnością”, przeciwnikiem politycznym przestał być komunizm, a stała się nim cywilizacja chrześcijańska. To ten wybór, urzeczywistniany przez współpracę udeckiego centrum z postkomunistyczną lewicą – legł u źródeł takich problemów współczesnej Polski jak kryzys rodziny i załamanie demograficzne, wyludnienie skolektywizowanych wsi i sprzedaż ziemi cudzoziemcom czy kryzys patriotyzmu w części społeczeństwa. Kontrrewolucja została zdradzona, ale to nie zwalnia nas z wierności. I z powinności – by ją wznowić.
![]() | Marek Jurek |