Donald Trump objął prezydenturę. W jego inauguracyjnym orędziu padło sporo deklaracji przywracających naturalny porządek polityki. Patriotyzm przeciwko globalizmowi. Interesy pracy przeciw interesom międzynarodowego handlu. Ład moralny przeciw narko-rozpadowi społeczeństwa. Niemiecka prasa uznała orędzie Trumpa za „przemówienie nacjonalistycznego rewolucjonisty”. Niewątpliwie poszło ono pod prąd współczesnej dekadencji i odwoływało się do samych moralnych i fizycznych nakazów istnienia amerykańskiego narodu, a w istocie – każdego narodu.
Enigmatycznie zabrzmiało zdanie o zawiązaniu nowych sojuszy. Czy oznacza wzmocnienie związków z państwami Europy Środkowej? Zrównoważenie „przestarzałego NATO” nowym przymierzem, zawartym bezpośrednio z Polską i Czechami, otwartym na Ukrainę, w celu wspólnego, aktywnego wzmacniania zmian, które nastąpiły po rozpadzie ZSSR w naszym regionie? Chyba jednak należy je interpretować zupełnie inaczej, w związku z zapowiedzią bezkompromisowej walki z islamizmem, w czym Rosja może być dla USA atrakcyjnym partnerem.
Trump mówił, że każde państwo ma obowiązek zapewniać i chronić interesy swojego narodu – i warto to dobrze zapamiętać. Marszałek Piłsudski pisał, że polityką rządzi zasada: do ut des. W życiu narodów nic nie jest za darmo. Wsparcie sprzymierzeńców, wbrew naiwnemu oportunizmowi, kosztuje jeszcze więcej niż własne bezpieczeństwo. Najpierw to my sami musimy się o nie troszczyć, a potem – dla jego wzmocnienia – jeszcze pokazywać wartość naszej solidarności z interesami sojuszników. W życiu narodów nie ma nic za darmo, prócz łaski – a na nią też trzeba odpowiedzieć. Opada mgła złudzeń i wchodzimy w czas rosnącej narodowej odpowiedzialności.
Nowy przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani, polityk zbliżony do Silvia Berlusconiego, od Trumpa różni się tym, że jest mocno zakorzeniony w europejskich instytucjach. Z pewnością jednak nie jest ich ideologiem, jak poprzedni przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. W sytuacji europejskich napięć nie będzie pewnie aktywnie bronił Polski, ale też nie będzie nas atakował. Tajani ma ogromny kredyt sympatii, bo przewodnictwa Schulza, który w imię tolerancji lubił krzyczeć na politycznych przeciwników, większość posłów miała już serdecznie dość.
Niepokojące jest oczywiście, że przełomowe znaczenie dla wyboru Tajaniego miało porozumienie eurochadecji z liberałami. Współpraca chadecko-socjalistyczna miała charakter techniczny, dzielili oni władzę w ramach tej samej eurofederalistycznej polityki. Jednak jej założenia były bardziej domniemane niż sformułowane. Porozumienie chadecko-liberalne idzie dalej. Jego podstawą jest formalny układ, definiujący twardy federalizm, zwalczanie „nacjonalistycznej i populistycznej” reakcji jako ich wspólną politykę. Antonio Tajani się od tego dystansuje, i miejmy nadzieję, że zajmie się po prostu kierowaniem Parlamentem, czekając – jak tylu z nas – na lepsze czasy.