Temu przepędzeniu warto poświęcić chwilę uwagi. Zachowanie partii rządzącej i jej sprzymierzeńców ujawniło nam bowiem nowe rozumienie słowa „obywatelskość”. Oto gdy Karolina Elbanowska na galerii sejmowej tłumaczyła, że inicjatywa nie miała wymiaru partyjnego, że podpisywali się rodzice o różnych poglądach, kierowani jedynie troską o dzieci, z tyłu dał się słyszeć krzyk: „Głośniej się drzyj!”. Tak poseł Stefan Niesiołowski z PO pochylił się nad inicjatywą rodziców. Ale miały te ataki i poważniejszy wymiar. Lawina, jaka spadła na Elbanowskich, sprawdzanie, za co żyją, gdzie pracują i czy są dobrą rodziną – to wszystko przypominało nagonkę. Wielki mam dla nich szacunek, że z taką godnością przez to przeszli.
Kiedy robiliśmy z nimi wywiad, byłem gościem w ich skromnym, jak na gromadkę dzieci, mieszkaniu. Nie ma tam luksusowych mebli, ale jest prawdziwa miłość. To, że potrafią wszystko łączyć, cieszyć się sobą, dziećmi i jeszcze mieć czas dla spraw publicznych, denerwuje lewicę chyba jeszcze bardziej niż sama inicjatywa referendalna. Pokazali nam wtedy, gdzie trzymają podpisy nadchodzące od społeczników z całego kraju: mała komórka na końcu mieszkania, a w niej pękate worki z kartkami. Politycy obozu rządzącego właśnie ocenili, że to wszystko ma iść na przemiał.
Wątpię jednak, czy da się zmielić konsekwencje zlekceważonej inicjatywy. Poważna dyskusja o całym systemie edukacyjnym, o prawie rodziców do wpływu na wychowanie dzieci, dopiero się rozpoczyna. Władza dostała sygnał, że rodzice nie będą biernie akceptowali zła. Tego polegającego na wysyłaniu maluchów za wcześnie i do nieprzygotowanych szkół i tego, którego oddech czujemy na plecach. Wszak coraz głośniej o planach masowego wpuszczenia do szkół homoseksualnych deprawatorów. Czy głosowanie nad „projektem Elbanowskich” to był test w tej zbliżającej się sprawie?
![]() | Jacek Karnowski |