Francuskie Zgromadzenie Narodowe ostatecznie przyjęło 16 lutego ustawę zakazującą organizacjom pro-life umieszczania na stronach internetowych treści mogących zniechęcać kobiety do aborcji na prenatalnym etapie rozwoju. Za publikowanie takich treści grozi do dwóch lat więzienia oraz grzywna w wysokości do 30 tys. euro (swoją drogą – ciekawe na ile poszłabym do więzienia za ten tekst?). Miałam nadzieję, że Charles de Gaulle, mówiąc niegdyś, że „nie można zjednoczyć narodu, który posiada 365 gatunków sera”, miał rację i parlament francuski – niezależnie od serów – nie zjednoczy się w tej kwestii, odbierając wolność słowa i prawo do informacji swoim obywatelom. Myliłam się. Jednocześnie na oficjalnej stronie rządowej znalazła się informacja, że „nie istnieją żadne fizyczne ani psychiczne skutki aborcji”, co jest nieprawdą, według wielu naukowców i lekarzy. Te słowa zdecydowanie zniechęcają mnie do rządu Francji.
Wcześniej francuska Najwyższa Rada Mediów zakazała w swoim kraju emisji spotu z uśmiechniętymi dziećmi z zespołem Downa. Spot podobno miał wywoływać poczucie winy u matek, które abortowały dzieci z tą wadą genetyczną.
Być może, zgodnie z zasadami logiki, Francja niebawem zakaże upubliczniania w mediach informacji o dokonanych morderstwach, gdyż mogłoby to wywołać u morderców poczucie winy i dyskomfort. Szczególnie rzecz dotyczy seryjnych morderców, gdyż poczucie winy mogliby odczuwać „seryjnie”, a to na pewno podlegałoby pod jakiś paragraf dotyczący znęcania się na obywatelami Francji.
Francja, która wołała „wolność, równość, braterstwo” ustawą tą odebrała swoim obywatelom wolność słowa i sumienia. Odebrała równość – niezależnie od tego, po której stronie brzucha się znajdują, i nie pozwoliła być braćmi dla nienarodzonych dzieci. Nasz wieszcz pisał, że Paryż częstą mody odmianą się chlubi, ale odkąd ta ustawa wejdzie w życie, to co Francuz wymyśli, Polak-katolik nie polubi. Francjo! Liberté, Égalité, Fraternité… ou la Mort!