Wbrew narzucanemu opinii publicznej przekonaniu – ów „rozdział Kościoła od państwa” nie ma oparcia ani w 25., ani w żadnym innym artykule Konstytucji Rzeczypospolitej. Tak jak radykalny liberalizm nowej generacji nie ma oparcia w pierwotnej tradycji liberalnej. Wicehrabia de Tocqueville głos Kościoła i innych autorytetów w życiu publicznym uważał za niezbędny, by demokracja nie zamieniła się w chaos.
Ale radykalny liberalizm też boi się chaosu i politycznej dezorientacji społeczeństwa. I bynajmniej nie postuluje przeprowadzenia „rozdziału od państwa” wszystkich ośrodków, które na opinię publiczną mogą wpływać. Wcale nie chce chronić wyborców i polityków przed głosowaniem „pod presją” koncernów medialnych. Nie kwestionuje też autentyzmu przekonań tych, którzy zaufaniem do mediów się kierują. Nie domaga się więc milczenia wielkich stacji telewizyjnych i wielkonakładowych dzienników w debacie o tzw. aborcji, edukacji homoseksualnej czy finansowaniu in vitro, by posłowie mogli w sposób wolny od jakichkolwiek sugestii wypowiadać się w tych kwestiach. Obowiązek milczenia zarezerwowany jest dla Kościoła. Właśnie po to, by ci, którzy chcą zająć jego miejsce w społeczeństwie, mogli sprawować rząd dusz, budując swą postchrześcijańską „cywilizację”.
Marek Jurek |