„Dziś nadeszła chwila, by wypowiedzieć posłuszeństwo tej władzy” – ogłosiło w specjalnej odezwie 13 osób, wśród nich Lech Wałęsa, liderzy opozycji Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru, Matusz Kijowski, szef ZNP Sławomir Broniarz, Władysław Frasyniuk, prezydenci Poznania i Sopotu. Nie zabrakło podpisu Aleksandra Smolara, aktora Krzysztofa Pieczyńskiego oraz płk. Adama Mazguły – tego samego, który zasłynął nawoływaniem żołnierzy do nieposłuszeństwa, a który – jak się okazuje – popierał stan wojenny i „socjalistyczną odnowę” w roku 1981 (sic!)
„Wypowiedzenie posłuszeństwa władzy” ma wyglądać następująco: „13 grudnia wyjdźmy na ulice wszystkich polskich miast i miasteczek. Zaprotestujmy przeciwko aroganckiej wszechwładzy PiS. Ale też pokażmy, że potrafimy być razem. I nie dajmy się, jak pamiętnego 13 grudnia ’81 roku, ustawić przeciwko sobie, nie dopuśćmy do żadnej konfrontacji”.
Sprawa jest ciekawa. Bo formuła „wypowiedzenia posłuszeństwa” zakłada, że do tej pory jakaś forma posłuszeństwa istniała. Jeśli tak, to była starannie skrywana. Od pierwszych dni nową władzę zaczęto ostrzeliwać z najgrubszej amunicji, najgrubszymi słowami, często także jawnymi prowokacjami, by przypomnieć PiS rzekomą intencję karania kobiet za aborcję. Panowanie „dyktatury” ogłoszono, jeszcze zanim rządzący zdążyli cokolwiek zrobić. Ogłoszono także koniec pluralizmu, choć przecież wciąż o niebo łatwiej trafić w przestrzeni publicznej na przekaz antyrządowy niż prorządowy.
![]() |
Czytaj dalej w e-wydaniu |
Jacek Karnowski
Idziemy nr 50 (584), 11 grudnia 2016 r.