Jak inaczej rozumieć sukces polityków, którzy zajmują się głównie obrażaniem innych? Na zdrowy rozum tacy ludzie powinni być wykluczeni z polityki. Przecież deklarujemy, że chamstwo jest nam obce, że tego nie lubimy. Kiedy jednak przychodzi sprawdzian i trzeba dać głos, wychodzi coś przeciwnego. Zamiast odrzucenia – wsparcie i akceptacja. I tak rozzuchwaleni politycy i polityczni działacze, widząc, że są wręcz nagradzani za nieetyczne słowa i zachowania, posuwają się coraz dalej.
Jak daleko zaszło to zepsucie, pokazują nagrania ze spotkania z działaczami PO na Dolnym Śląsku. To, co w tych nagraniach uderza najbardziej, to nawet nie język. I nie to, że oponentów politycznych nazywa się „pisiorami”, bo w końcu padały publicznie gorsze określania, podczas całkiem otwartych spotkań, że przypomnę słynne „dorzynanie watahy” Sikorskiego.
Najbardziej szokuje to, że szeregowi działacze partyjni na Dolnym Śląsku i zapewne też w innych miejscach, bez żadnych zahamowań i wstydu, zostali donosicielami. Z jakąż przyjemnością, a nawet rozbawieniem donieśli premierowi na konkretnego człowieka. A premier zamiast uciąć ten spektakl i pokazać, jak brzydzi się donosicielstwem, przyjął donos i w ten sposób zaakceptował ten obrzydliwy sposób działania, przypisywany zwykle jednostkom podłym, nastawionym na karierę i zysk za wszelką cenę.
I tak już nie tylko poniżanie i obrażanie zostało rozgrzeszone, ale i donosicielstwo weszło do arsenału politycznego działania. Zatem każdy, kto chce wejść do polityki, musi się liczyć z tym, że albo doniosą na niego, albo sam musi donosić, żeby żyć. Nie ma mocnych, żeby zrobić porządek, bo śląski przykład pokazuje również, jak słaby jest premier. Że jest zakładnikiem lokalnych działaczy. Dlatego zamiast obrzydzenia w głosie słyszeliśmy akceptację.
Przed nami kolejne odsłony wojny domowej w Platformie Obywatelskiej. Aż strach pomyśleć, jakie zostaną użyte metody. Jedno jest pewne: tu wygranych nie będzie.
![]() | Dorota Gawryluk |