Tymczasem rzeczywistość spłatała przykrego figla. Kontrkandydatem jest Jarosław Gowin, który nie tylko chce pokazać konkretne poparcie w partii (a więc realnie obniżyć wynik Donalda Tuska), ale co więcej – chce debaty, i to na najbardziej niewygodnym dla premiera polu – gospodarki. Tusk zaczął więc skarżyć się, że Gowin szkodzi partii, podobnie jak debata, której się domaga. Komentatorzy już mówią, że szef rządu znalazł się w impasie: debatować – źle, odmawiać debaty – źle. Ale przecież Donald Tusk wcale nie musi wybierać pomiędzy dwoma złymi rozwiązaniami. Mógł zarządzić wybory – może je przecież odwołać. Dziennikarze będą krzyczeć, że nie ma demokracji? Tym lepiej! Premier pokaże, że jest naprawdę „silnym przywódcą”. O tym, czy w PO jest demokracja, nie decydują dziennikarze, ale partia – a partia zgodzi się na wszystko…
![]() | Marek Jurek |