Tym bardziej ucieszyłem się na wiadomość, że abp Henryk Hoser miał odwagę zaprosić do Warszawy o. Johna Bashoborę. Wielokrotnie podkreślał, że ugandyjski duchowny nie jest sam z siebie uzdrowicielem, gdyż jedynym uzdrowicielem jest zawsze i wszędzie Jezus Chrystus. Ludzie mogą być jedynie narzędziami w Jego rękach, jeśli Mu na to pozwolą. Zresztą samo słowo uzdrowiciel w odniesieniu do człowieka kojarzy mi się z jakimś szamanizmem, magią. Antykościelne media wykorzystują je zatem do dyskredytacji Kościoła i wiary, podczas gdy są tacy katolicy, którzy chyba przespali szkolne lekcje religii i naiwnie wypatrują różnych „uzdrowicieli”.
Być może przyjazd o. Bashobory wywołał takie emocje, gdyż Msze Święte z uwielbieniem i modlitwą o uzdrowienie są jeszcze w Polsce może nie tyle nowością, ile owiane aurą tajemniczości. Wielu tradycyjnych katolików postrzega charyzmatyków niemal jak członków sekty. A przecież Ruch Odnowy w Duchu Świętym istnieje w Polsce od lat 70. Być może odnowa charyzmatyczna jest po prostu bardziej zakorzeniona w społeczeństwach protestanckich, gdzie modlitwy o uzdrowienie są na porządku dziennym. Bo to właśnie z protestantyzmu wywodzi się odnowa charyzmatyczna, która na fali Soboru Watykańskiego II została przeszczepiona na grunt katolicki. W Niemczech czy Stanach Zjednoczonych nabożeństwa o uzdrowienie, zarówno w Kościele katolickim, jak i ewangelickim, podczas których następują liczne uzdrowienia, nie są żadną sensacją.
Zatem nieoceniona i być może niedoceniona zdaje się tu przede wszystkim intuicja biskupa warszawsko-praskiego, który zapraszając o. Bashoborę, raz jeszcze przypomniał zaniedbanym w wiedzy religijnej katolikom, że uzdrawia tylko i wyłącznie Jezus Chrystus: podczas Eucharystii, modlitwy wspólnotowej czy indywidualnej. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy do czynienia z różnymi „uzdrowicielami”, warto o tym przypominać. Nie raz i nie dwa spotkałem się w Polsce z wierzącymi i praktykującymi katolikami, którzy w międzyczasie korzystają z usług wróżki, bioenergoterapeuty, szeptuchy.
Ciekawostką jest, że niedowierzającym w moc modlitwy do Boga łatwiej idzie dowierzanie „cudotwórcom” i ich magicznym atrybutom. Kilka razy byłem zapraszany w odwiedziny do katolickich znajomych, którzy chwalili się mieszkaniem urządzonym według zaleceń Feng shui bądź przy pomocy wahadełka. A na regale krzyż pasyjny za pan brat z piramidą. Czy to nie zastanawiające, że te świeckie media, które krytykują Kościół za posługę uzdrawiania, same promują horoskopy, alternatywne metody leczenia, New Age? Nie twierdzę, że metody naturalne są demoniczne, jednakże moim zdaniem naukowa medycyna, wiara w Jezusa Chrystusa i sakramenty zupełnie wystarczą.
![]() | Stefan Meetschen |