Są rejony w Polsce, gdzie ze zbieractwa żyją całe wsie, a nierzadko jedna osoba zarabia w ten sposób na całą rodzinę. I pewnie nic tego nie zmieni, bo Polska, obok m.in. Grecji i Hiszpanii, znalazła się w grupie sześciu krajów UE, w których bezrobocie w przyszłym roku będzie rosło. Tak mówi raport OECD, a nie opozycyjne media. Na koniec 2014 r. bez pracy ma być u nas ponad 11 proc. osób, choć faktycznie będzie więcej. Ale prawdziwym dzwonem alarmowym jest bezrobocie wśród młodych – już przekroczyło 27 proc.
Do tej pory mogliśmy ten nasz kłopot z zatrudnieniem „eksportować”. Ale to może się szybko skończyć, bo bezrobocie w najbardziej rozwiniętych krajach świata należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju będzie w 2014 r. wciąż wysokie. Oznacza to, że bez pracy w tej strefie będzie około 48 mln osób – o 16 mln więcej niż przed kryzysem. I choć kryzys to dziś zjawisko globalne, to coraz bardziej widoczne są różnice między tymi, którzy sobie radzą, i tymi, którzy rady nie dają.
Bezrobocie w USA ma spaść do końca 2014 r. poniżej 7 proc., w Niemczech – poniżej 5 proc. W pozostałej części Europy bezrobocie pozostanie bez zmian lub nawet wzrośnie. Polska jest w tej samej grupie maruderów co Francja, Włochy, Hiszpania czy Grecja. Tak źle jak na południu u nas nie jest, ale marne to pocieszenie.
Niektórzy są zdania, że rządy zajęły się głównie walką z kryzysem finansowym, nie koncentrując się na kwestii bezrobocia. No ale jak rozwiązać problem bezrobocia, kiedy nie ma inwestycji? A nie ma inwestycji, bo nie ma konsumpcji, a tej nie ma, bo ludzi na nią stać. I koło się zamyka. Niektórzy eksperci, szczególnie związkowi, zalecają – oprócz zwiększenia inwestycji w infrastrukturę – polepszenie systemu zabezpieczeń społecznych i podniesienie płacy minimalnej. Według innych ekspertów szczególnie to ostatnie doprowadziłoby do katastrofy.
To, co trzeba i można zrobić, to obniżyć koszty pracy, które dziś są tak duże, że pracodawców po prostu nie stać na pracowników, oraz uwolnić naszą przedsiębiorczość. Ktoś, kto pamięta początek lat 90., wie, o czym piszę. Okazuje się, że „ustawy Wilczka” rodem z PRL są dziś niedoścignionym wzorem! Tylko zerwanie różnych przepisów ograniczających handel, produkcję czy usługi może zwiększyć zatrudnienie i szanse rozwoju dla młodych. Od czegoś trzeba zacząć, dlatego warto przyglądać się, jaka będzie ostateczna decyzja ministra finansów w sprawie wniosku ministra pracy. Przypomnę, że Władysław Kosiniak-Kamysz wystąpił z wnioskiem o odblokowanie 0,5 mld zł w ramach Funduszu Pracy. Pieniądze miałyby być przeznaczone na wspomaganie aktywności zawodowej, czyli na „wędkę”. Bo bez wątpienia lepsze to niż zasiłki dla bezrobotnych.
Idzie jesień, a wraz z nią znikną sezonowe miejsca pracy. Pojawi się za to spora grupa absolwentów wyższych uczelni. Brak możliwości pracy nad Wisłą będzie dla wielu definitywnym końcem ich emocjonalnego związku z Ojczyzną. A bez nich, za kilka dekad, i nas nie będzie…
![]() | Krzysztof Ziemiec |