TVP, powołując się na racje poznawcze, sama stawia sobie oskarżenie: bo oczywiście warto byłoby pokazać w naszym kraju filmy o historii współczesnej, o walce z komunizmem powstające na Węgrzech, na Litwie czy w innych krajach Europy Środkowej. Tylko czy w tej sprawie kierownictwo TVP robi cokolwiek? I wreszcie rzecz najważniejsza: emisja „Ich matek, ich ojców” w polskiej telewizji państwowej będzie znakomitym elementem promocji tego filmu, obrony jego wiarygodności – poza granicami Niemiec. A Niemcy chcą, żeby film ten obejrzała przynajmniej cała Europa.
Pogarda antypolska widoczna jest w tym filmie od pierwszej sceny, gdy dowiadujemy się, że wyruszający na front wschodni porucznik Wilhelm Winter ma już za sobą udział w najazdach na Polskę i Francję. Choć nic nie wskazuje, by sympatyzował z nazizmem, najwyraźniej wyznaje nacjonalistyczne przekonania i wierzy w sens dalszych podbojów. Jego wiarą zachwieje dopiero wojna z Sowietami. To wszystko widzimy w filmie, zanim pojawi się w drugiej i – przede wszystkim – w trzeciej części karykaturalny, w sensie dosłownie odpowiadającym nazistowskiemu sensowi tego słowa, obraz Polski. Po emisji „Ich matek, ich ojców” jednego jestem pewien: być może autorzy czują się winni za nazizm, ale na pewno nie czują się winni za najazd na Polskę. I, niestety, mam powody myśleć, że dzielą tę postawę ze sporą częścią niemieckiej opinii publicznej. Ale o tym – następnym razem.
![]() | Marek Jurek |