Ktoś zapyta: skąd ten moralizatorski ton? Otóż takie refleksje nasuwają się w momencie, gdy trwa ożywiona dyskusja na temat papieża Franciszka, jego przyszłej wizyty w Polsce i tego, co powiedział dziennikarzom w samolocie, gdy wracał z Brazylii. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tu zło wzniosło się na szczyty bezczelności. Że nawet słowa papieża i samą osobę Ojca Świętego próbuje się wykorzystać do ataku na Kościół. Przy okazji przyszłej pielgrzymki próbuje się pokazać, jak zepsuty jest polski Kościół, do którego przyjedzie papież. Jak źli są księża i biskupi. Owszem, pewnie idealni nie są. Nie tylko w Polsce zresztą. Nie tylko duchowni, ale wszyscy katolicy. Katolicy w ogóle. Mówienie, a przecież to słyszymy, że to w Polsce jest stajnia Augiasza, jest krzywdzące i niesprawiedliwe. I nie służy, jak chcą przedstawiać najgłośniejsi krytycy Kościoła, moralnej odnowie. A raczej może do Kościoła zniechęcić.
To prawda, że Kościół potrzebuje odnowy, bo świat jej potrzebuje – potrzebuje Franciszka. To, czy ona nastąpi, zależy nie tylko od papieża i hierarchów, ale od wszystkich zainteresowanych taką odmianą. Intensywność modlitwy i świadomość, że naprawę świata i Kościoła warto zacząć od siebie, nie jest tu bez znaczenia. Liczenie na to, że papież zrobi porządek, że pokaże grzesznikom ich miejsce, że zrobi rewolucję, jest naiwne. A wykorzystywanie słów głowy Kościoła przeciwko Kościołowi – niezwykle przebiegłe i wyrafinowane.
Tak jak przy okazji słów o gejach: przecież papież powtórzył stanowisko Kościoła w tej sprawie wyrażone przez Jana Pawła II: „Potępiajmy czyny, a nie człowieka”. Przecież nieważne, czy grzeszy gej, czy hetero. Chodzi o to, żeby nie grzeszyć. Ale ze słów tych zrobiono sensację i próbuje się je wypaczyć, wyrwać z kontekstu. Cóż poradzić na taką przewrotność? Nic, trzeba po prostu mieć świadomość, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia.
![]() | Dorota Gawryluk |