Gotowanie jest ostatnio w modzie. Gotują – zda się – wszyscy, wszyscy są specjalistami od smaków i kucharskich technik, dzielą się przepisami. Robią to z werwą i uśmiechem, najchętniej przy włączonych kamerach, w gromadzie zaprzyjaźnionych biesiadników albo z udziałem cmokającej z zachwytu publiczności... Tymczasem niejedna gospodyni domowa doceni zapewne dyskretny urok przewrotnego dowcipu o dwóch blondynkach w tramwaju. „Najgorsze jest to myślenie – zwierza się z rezygnacją pierwsza. – Codziennie myśleć i myśleć!” Stojący obok gość z satysfakcją nastawia ucha i słyszy odpowiedź: „No coś ty – odpowiada koleżance ta druga – ja to smażę mielone na cały tydzień i potem niech sobie sami odgrzewają”.
Przygotowywanie posiłków bywa niełatwą, a do tego najbardziej niewdzięczną pracą pod słońcem. Nawet jeśli mama lubi gotować. Oznacza bowiem ślęczenie w kuchni kilka razy dziennie – codziennie, na ogół bez zmiennika. Śniadania, obiady, kolacje, a jeśli w domu są małe dzieci, to również drugie śniadania i podwieczorki, niekończący się pochód posiłków. Cudownie, jeśli jedzący pochwalą, że dobre, albo chociaż wcinają, aż uszy się trzęsą. Ale dzieci lubią kręcić nosem. Jedno lubi dokładnie to, czego nie znosi drugie. To, co najzdrowsze, jest dla wszystkich równo najmniej zjadliwe. „Niedobre, ble, nie będę jeść” – tak czasem zostaje skwitowane długie i poprzedzone intensywnym „myśleniem” stanie matczyska przy garach. A jeżeli trzeba przygotować ten sam posiłek w dwóch czy trzech wariantach – nie dla kaprysu, ale z powodu panoszących się zwłaszcza wśród najmłodszych nietolerancji pokarmowych i związanych z nimi diet? Temu bez mleka i jajek, temu bez mąki, temu bez cukru... Do tego pospolicie skrzeczące ograniczenie związane z zasobnością portfela... Bądź mądry i gotuj!
I dlatego sądzę, że trudno o bardziej wierną i oddaną, a jednocześnie mało zauważalną miłość, co ta idąca od serca do żołądka. Kocham, więc gotuję. Smacznego!
Lidia Molak |