Po tygodniu od obchodów wspaniałej rocznicy stulecia odzyskania niepodległości świętujemy nadal – tym razem w opowieściach tych, którzy inne rocznice pamiętają z dzieciństwa. Świętujemy osiemdziesiąte ósme urodziny pani dr Hanny Rembertowicz. Czy pamięta może dwudziestolecie niepodległości? Była wtedy jeszcze dziewczynką, miała ledwie osiem lat. Obliczyła dla nas, że kiedy widziala wtedy powstańców styczniowych – ostatnich może żyjących – to mieli pewnie tyle lat, ile mają dziś powstańcy warszawscy. Dostojni starcy otoczeni nimbem chwały tak mocno wbili się w jej pamięć, że pamięta ich po osiemdziesięciu latach.
Jej mąż, wówczas mały Jerzyk w czarnym bereciku ucznia Szkoły Rodziny Wojskowej, wiedział „od zawsze”, że kiedy spotyka się marszałka, to się mu salutuje. Jedno z jego najwcześniejszych wspomnień to trybuna na Polu Mokotowskim, gdzie stał z ojcem i z bliska widział Marszałka Piłsudskiego, który sam salutował swoim defilującym żołnierzom. Więc kiedy Jerzyk chodził już do szkoły i zdarzyło mu się spotkać marszałka Śmigłego-Rydza, nie miał wątpliwości, jak trzeba się zachować.
Hanię mama zabierała na herbatki u aktorki Zofii Małynicz, gdzie pojawiała się też Maria Grzegorzewska – dziś znana z ulicy jej imienia czy placówek, których jest patronką – i z zapałem rysowała projekty szkół specjalnych dla dzieci czy dorosłych z niepełnosprawnościami. Hania była harcerką z głową pełną ideałów – do dziś w jej życiu obecnych i do niedawna realizowanych pro publico bono – i słuchała dr Grzegorzewskiej jak wyroczni. I choć potem skończyła i wykładała chemię na Politechnice Warszawskiej, to z tych „herbatkowych” wykładów czerpała zarówno w stowarzyszeniu Przymierze Rodzin, które współtworzyła i któremu przez wiele lat prowadziła w parafii Zbawiciela, jak i w pracy dydaktycznej.
Jak ona to zrobiła, ta II Rzeczpospolita, ta odzyskana Niepodległa, że jej dzieci tak masowo poszły na służbę dla dobra wspólnego, na służbę właśnie pro publico bono? – tego dziś tak naprawdę nie wiemy, choć lubimy dużo na ten temat mówić.
A Izabela Dzieduszycka, z którą pani Hania Rembertowicz wdrażała przedwojenne i harcerskie ideały, tworząc Przymierze Rodzin? Dziewczynka z pałacu, która swoje marzenie o kucyku mogła zrealizować pod warunkiem, że sama będzie się nim opiekowac i o niego dbać? Długo zresztą się nim nie cieszyła, bo przyszedł wrzesień 1939 roku i Niemcy wyrzucili polskich ziemian z Wielkopolski, i ograbili z majątków. Jej dziewięćdziesiąte urodziny świętowaliśmy podczas święta Szkół Przymierza Rodzin, których tworzeniu poświęciła pro publico bono kawał dorosłego życia. Terenowe świetlice dla dzieci w Rawie Mazowieckiej czy Kutnie też są jej dziełem, a żyją dzięki programowi pracy społecznej na rzecz słabszych i bardziej potrzebujących.
Dzieci Niepodległej: są wśród nas i, choć niemłode, a wręcz sędziwe, to wciąż przecież chętne do spotkań i do opowieści. Z nimi minione stulecie jest jeszcze wspanialsze!