Realizując nową inscenizację „Kordiana” na jubileusz Teatru Narodowego, Jan Englert udowodnił, że nie może oderwać się od peerelowskiej tradycji wystawiania dramatów romantycznych.
W polityce kulturalnej PRL panowała doktryna, że polski romantyzm był częścią postępowego, europejskiego ruchu rewolucyjnego, zatem składnikiem postępowej kultury socjalistycznej. Romantycy mieli walczyć z caratem nie tylko o niepodległość Polski, lecz głównie o wyzwolenie społeczne i obalenie feudalizmu, dlatego pasowali do założeń politycznych. Wybaczano więc wieszczom nieuchronnie z tym związaną „antyrosyjskość”. Doktryna ta wymagała jednak przeprowadzania na dziełach romantyków wielu dziwacznych operacji „rewizjonistycznych”, jak się czasem okazywało, niebezpiecznych ideologicznie. Najlepszym tego przykładem była historyczna inscenizacja „Dziadów” Kazimierza Dejmka z jesieni 1967 roku, wystawiona na rocznicę rewolucji radzieckiej (sic!), która stała się pretekstem do tzw. wydarzeń marcowych. Na „Kordianie” dokonywano jeszcze dziwniejszych operacji interpretacyjnych, które teraz przywołane zostały w nowej inscenizacji Jana Englerta.
Wystarczy porównać integralny tekst dramatu Słowackiego (Ossolineum 1983, pod redakcją prof. Juliana Krzyżanowskiego), aby stwierdzić, że na scenie TN oglądamy zupełnie inny utwór. Oprócz licznych cytatów z przedstawień Adama Hanuszkiewicza (słynna drabina zamiast Mont Blanc), Jerzego Grzegorzewskiego, Konrada Swinarskiego i innych twórców mamy tu liczne skróty i dopisane dialogi, których w dramacie nie ma. Po co reżyser wstawił do „Kordiana” kabaretowe parodie przemówień Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego i Wałęsy? Dlaczego w scenach wizyty Kordiana w Watykanie papieża gra odtwórca roli Szatana? Dlaczego w trakcie tych scen w otoczeniu papieża pojawiają się sugestie homoseksualne? Czy wadzenie się bohatera z Watykanem w tekście Słowackiego nie brzmi wystarczająco mocno? Czy taki współczesny komentarz był konieczny?
W spektaklu na scenie pojawia się trzech Kordianów: dwóch młodych, których osobowości się dopełniają, a także stary, oceniający niejako swoje wzloty i upadki. Zabieg niknie jednak w zalewających przedstawienie postmodernistycznych pomysłach, cytatach i efektach niemających nic wspólnego z romantyzmem. Reżyser nie ukrywał w wywiadach, że pragnął w ten sposób dać komentarz do współczesnej mentalności i sytuacji Polski. Panuje bowiem dziś w kulturze moda na krytykę tradycji polskiej za wszelką cenę. Być może panujący dziś kult narodowych powstań, nieodłącznie związany z romantyzmem, prowokuje do takich interpretacji. Czy jednak muszą być one przeprowadzane na „Kordianie”?
Teatr Narodowy. Juliusz Słowacki, „Kordian”. Opracowanie tekstu i reżyseria – Jan Englert. Wykonawcy: Marcin Hycnar, Kamil Mrozek, Mariusz Bonaszewski, Danuta Stenka, Jerzy Radziwiłowicz, Mateusz Rusin, Ewa Wiśniewska, Anna Grycewicz, Grzegorz Małecki i inni. Premiera – 19 listopada.
Mirosław Winiarczyk |