
Wydaje się, że owo przeciwstawienie – oto jak sprawował urząd apostolski Benedykt XVI, a jakim go widzi Franciszek – znajduje odzwierciedlenie w myśleniu wielu katolików, którym niełatwo jest tak ad hoc zaakceptować i zrozumieć zmianę, jaka od lutego tego roku zapanowała w Watykanie. Bo i rzeczywiście, styl papieża Franciszka różni się od stylu Benedykta XVI niemal wszystkim. Poczynając od wypowiedzi, a kończąc na ubraniu. Trudno zresztą oczekiwać, aby argentyński jezuita zachowywał się tak samo jak niemiecki profesor teologii. Dwa różne światy, dwie całkiem odmienne kultury i dwa przeciwstawne charaktery.
Wraz z decyzją Benedykta XVI wielu katolików odczuło, tak samo jak jego osobisty sekretarz, że coś się nieodwracalnie skończyło, że nastąpiło swoiste odcięcie tego, co było. Ale są i tacy, którzy się z owego cięcia ucieszyli. Mam tu na myśli superentuzjastów Franciszka, pojmujących jego pontyfikat jako całkowite odrzucenie tego, czym żył dotychczas Kościół katolicki, i doszukiwanie się tego w każdym wypowiedzianym przez niego słowie, w każdym jego geście i w każdym dokumencie. Owo pragnienie rewolucji i zmian obecne pośród niektórych katolików może nas zaprowadzić na manowce. Może bowiem sprowadzić na nas nowe podziały, których w historii chrześcijaństwa było aż nadto.
A tak właśnie zareagowało liberalne skrzydło niemieckiej konferencji episkopatu na adhortację apostolską Evangelii gaudium, doczytując się w niej takiej formy decentralizacji Kościoła, która pozwoliłaby lokalnym episkopatom na daleko idącą niezależność w pojmowaniu katolickiej nauki społecznej. Również austriackie zakonnice, widząc w papieżu rewolucjonistę, domagają się dokumentu o możliwości wyświęcania ich na księży. A przecież w tym wszystkim nie chodzi tak naprawdę o formę sprawowania urzędu papieskiego, ile o jego treść.
Na przestrzeni wieków takie rewolucyjne myślenie o Kościele, którym cechował się chociażby św. Franciszek, św. Grzegorz Wielki czy bł. Jan Paweł II, sprowadzało się w istocie tylko i wyłącznie do jednego: do powrotu do źródeł. Bo taka właśnie jest różnica między prawdziwym rewolucjonistą Bożym a fałszywym prorokiem. Bo ostatecznie każdy papież jest przecież sługą jednego Pana.
![]() | Stefan Meetschen |