Wieloletni, znakomity dyrektor poprawczaka dla dziewcząt w Falenicy powiedział mi kiedyś, że w swoich pedagogicznych wysiłkach odwołuje się do obrazu diabła i stojącego po drugiej stronie anioła. Jedni są bliżej diabła, a inni – bliżej anioła. W wychowaniu jednak – mówił – naprawdę ważne jest to, w jakim kierunku ktoś zmierza. Można mieć wiele grzechów na sumieniu, ale wybrać kierunek ku aniołowi. I odwrotnie – ze stosunkowo czystym kontem można iść ku diabłu. Nie chodzi więc o to, czy ktoś jest teraz zły, czy dobry, ale o to, w jakim kierunku zmierza. Analogicznie jest z niepodległością, która jest raczej procesem, kierunkiem, niż raz na zawsze posiadaną sprawą. Za PRL-u byliśmy ograniczeni sowieckim systemem, ale kolejne wstrząsy – w latach 1956, 1968, 1970, 1976, 1980 – budziły w nas coraz większą determinację w podążaniu ku niepodległości. Byliśmy bliżej diabła, ale patrzyliśmy w stronę anioła. Dziś wydaje się, że w porównaniu z PRL-em jesteśmy bliżej anioła wolności, ale w jakim kierunku zmierzamy? Podzielam niepokój tych, którzy pytają, co będzie z Polską niepodległą. Sądzą, że nie idziemy w dobrym kierunku. Może więc należałoby śpiewać: „Ku Polsce niepodległej racz nas wciąż prowadzić, Panie”.
Niepodległość ma różne wymiary: polityczny, ekonomiczny, medialny, kulturowy.
Chodzi o to, aby nikt z zewnątrz nie narzucał nam władz, by nie rządzili nami ludzie uzależnieni od obcych, czy też po prostu agenci. Trzeba dbać o własny system gospodarczo-ekonomiczny, tak aby nie być całkowicie bezbronnym wobec kogoś, kto mógłby nas łatwo szantażować zakręceniem kurka lub zamknięciem banku. Bo pieniądze w pewnych sytuacjach mają narodowość. Warto też posiadać własne media, by nie okazało się, że grają one przeciwko naszemu interesowi narodowemu. Niepodległość to także wspieranie i rozwijanie rodzimej kultury, która pozbawiona kompleksów, nie papuguje innych, często prymitywnych wzorców. Oczywiście, mamy globalizację, wzajemne wpływy i potrzebę rozwijania wielorakiej współpracy. Tyle że można albo starać się współpracować na równych zasadach, pilnując swego interesu, albo podporządkowywać się silniejszym i cieszyć się, że nas poklepali po plecach.
W czasie zaborów polskie elity były często skłócone, ale wielu pragnęło Polski niepodległej i poświęcało się, by ten cel osiągnąć. Dzięki temu stało się możliwe zbudowanie na nowo polskiego państwa po roku 1918. Co więcej, byliśmy w stanie obronić niepodległość wobec sowieckiej nawały w 1920 roku. Dziś wydaje się, że nie brakuje środowisk, którym na Polsce nie zależy. Zbigniew Herbert sugerował w filmie „Obywatel poeta”, że Czesław Miłosz postulował, wprawdzie tylko w 1945 roku, aby z Polski zrobić siedemnastą radziecką republikę. Ci, którzy wolą różowe baloniki i gejowskie tęcze niż biało-czerwoną flagę, mogliby się po tym zdaniem podpisać, z tą różnicą, że w miejsce ZSRR należałoby wstawić brukselskich urzędników i politycznie poprawną, homo-femino-gender-międzynarodówkę. Miejsce komunistycznego internacjonalizmu zajął internacjonalizm, który nie chce Europy jako wspólnoty niepodległych, choć ściśle współpracujących ze sobą ojczyzn, lecz dąży ku jednemu molochowi, gdzie na rzeczywistą niepodległość takich państw jak Polska nie będzie już miejsca. Uważajmy więc, w jakim kierunku idziemy: ku diabłu zniewolenia czy ku aniołowi niepodległości.
![]() | Dariusz Kowalczyk SJ |