W odpowiedzi wiceprezydent miasta Włodzimierz Paszyński, odpowiedzialny za edukację w ratuszu, pisze, że „w omawianej sprawie żadne skargi czy krytyczne uwagi ze strony rodziców uczniów” nie wpłynęły. A jak miały wpłynąć, skoro po pierwsze nikt rodziców o tego typu zajęciach nie informuje, a po drugie nadal bardzo niewielu z nich wie, czym jest gender i jakie zagrożenia stwarza. Paszyński dodaje, że warsztaty odbywają się zawsze za zgodą dyrektora, a jego decyzję opiniują wcześniej przedstawiciele rodziców. Niestety, wielu dyrektorów kwestie programowe podaje radzie rodziców tak ogólnikowo, że nikt nie jest w stanie zobaczyć konsekwencji „programu
równościowego”.
Dalej Paszyński pisze, że „niestosownym byłoby występowanie przez organ prowadzący do dyrektora szkoły z wytycznymi, czy zaleceniami dotyczącymi treści programowych”. To od czego, na Boga, jest organ prowadzący? A czy „stosowne” w takim razie jest robienie dzieciom wody z mózgu bez wiedzy rodziców? Starsze jeszcze może same się obronią, jak w jednym z warszawskich liceów. Tam na argument seksedukatorki, że małżeństwa się rozpadają, bo w sypialni zieje nudą, i że chłopcy powinni uczyć się w alkowach doświadczonych kobiet, jeden z nich odpowiedział: „Pouczy mnie pani?”. I skończyło się rumakowanie. Ale co z młodszymi dziećmi?
Wspomniana Fundacja Wolontariat Równości powiązana jest z Paradą Równości. Kiedy poczyta się na stronie fundacji, kto jest kto, można się pogubić: „Jej Perfekcyjność [chodzi o sekretarz zarządu], osoba trans (…), doktoranta w Instytucie Socjologii UW, działacz Samorządu Studentów UW, dziennikarka i blogger. Dyrektora organizacji Queer UW”. To, że naszymi dziećmi mają zajmować się osoby przedstawiające się zdziwaczałymi formami językowymi jako „trans”, co już wprowadza nieład tożsamościowy, to jedno. A to, że we władzach edukacyjnych nie budzi to podejrzeń, to drugie. Chyba jeszcze bardziej niepokojące. A fundacja potrafi przyciągać: w zorganizowanym w maju przez fundację konkursie fotograficzno-plastycznym „Równość wokół nas” dla gimnazjalistów można było wygrać nawet 400 zł. Dla ucznia niebagatelna kwota!
Ostatnio znowu spotkałam się z zarzutem, że Kościół „wtrynia się” we wszystko, a zwłaszcza wtrąca do życia codziennego. Już chciałam się odciąć, kiedy pomyślałam, że to wspaniale! A jednak nas widać! Bo jako wspólnota Kościoła właśnie mamy „wtryniać się” tam, gdzie chodzi o dobro nasze i naszych dzieci, wnuków, sąsiadów, parafian!
![]() | Monika Odrobińska |