Muzeum im. ks. Józefa Jarzębowskiego w licheńskim sanktuarium kryje niezwykłe pamiątki z powstania styczniowego – a zarazem varsaviana.
Są malutkie, jakby dla dziecka, proste w budowie – druciana oprawka ze szkłami. Okulary Romualda Traugutta to przedmiot, który przykuwa szczególną uwagę zwiedzających.
– Być może dlatego, że są przedmiotem osobistego użytku. Takie najbardziej poruszają – twierdzi Irena Wawrzyniak, opiekunka muzeum. – Wiemy na pewno, że okulary należały do Romualda Traugutta, ponieważ twórca licheńskiego muzeum, ks. Józef Jarzębowski MIC, otrzymał je od córki dyktatora powstania Anny Juszkiewiczowej. Zgodnie z przekazem pani Anny, Romuald Traugutt miał te okulary, kiedy szedł na stracenie 5 sierpnia 1864 r. Córki nie było przy ojcu w ostatnich chwilach jego życia, straceńcom towarzyszył kapucyn. Traugutt miał odrzucić okulary, mówiąc, że nie będą mu już potrzebne. Okulary ocalił mnich i oddał Annie Juszkiewiczowej.
Romuald Traugutt był i jest uznawany przez wiele osób za postać wyjątkowej klasy, ponieważ objął dowództwo nad powstaniem w momencie, kiedy było już spisane na straty. Wiedział, że aresztowano jego adiutanta, ale nie uciekł. Niejednokrotnie w trakcie przesłuchań proponowano mu wolność w zamian za współpracę, jednak nigdy z tych sugestii nie skorzystał. Do końca z honorem trwał przy przyjętych zobowiązaniach. Był człowiekiem bardzo religijnym.
Wnuk powstańca
Cena za powstanie styczniowe – którego rocznica wybuchu przypada 22 stycznia – była ogromna. Wiązała się nie tylko z kasatą zakonów, ale też konfiskatą majątków, zakazem nauki w języku polskim, zamknięciem polskich uczelni czy uniemożliwieniem pełnienia funkcji urzędowych przez obywateli zdławionego państwa.
Ksiądz Jarzębowski (1897-1964) sam był wnukiem powstańca styczniowego Ludwika Ablewicza, który został skazany na wywózkę na Sybir, skąd wrócił bardzo schorowany i niedługo później zmarł. Jego wnuk przez lata zbierał wszelkie powstańcze pamiątki, co zaowocowało wielotysięcznym zbiorem – to eksponaty ilustrujące historię Polski z czasów przedrozbiorowych oraz okresu walki o niepodległość, a zwłaszcza powstań narodowych: kościuszkowskiego, listopadowego i styczniowego.
Kapłan do wzbogacenia zbioru wykorzystywał każdą okazję. Córkę dyktatora poznał dzięki pracy w gimnazjum księży marianów na Bielanach w Warszawie, którego wychowankiem był bliski potomek Traugutta. – Starsza już kobieta bez wahania oddała twórcy muzeum wiele pamiątek po ojcu: jego notatnik, modlitewnik, kilka zaszyfrowanych depesz wojskowych czy akwarelę, na której są namalowane dzieci, bo Romuald Traugutt, jak wiele osób w tamtych czasach, rysował i malował, chociaż był inżynierem wojskowym – wylicza Irena Wawrzyniak. Wszystkie te przedmioty eksponowane były początkowo w przyszkolnym muzeum na Bielanach, które służyło skuteczniejszemu nauczaniu historii. Z notatek księdza można wyczytać, że to on poznał córkę Traugutta z córką Jana Jeziorańskiego (straconego razem z Trauguttem) i osobiście zawiózł panie na rocznicę stracenia ich ojców w Cytadeli Warszawskiej, by mogły pomodlić się tam i złożyć kwiaty.
O bólu zwykłych ludzi
Pamiątek z powstania styczniowego jest w muzeum licheńskim bardzo dużo. – Od listów opisujących losy zesłańców czy Syberię, prywatnej korespondencji, przez dokumenty rządu, rozkazy, pamiętniki uczestników, po ręcznik Mariana Dubieckiego, adiutanta i przyjaciela Traugutta, oraz szable i biżuterię patriotyczną, która towarzyszyła powstaniu – wylicza opiekunka muzeum.
Biżuteria – zamawiana specjalnie w tym celu – manifestowała narodową żałobę. Pojawiła się już po powstaniu listopadowym, cechowała ją prostota i czarny kolor. – Polki nosiły czarne stroje nawet na mieście. Krąży opowieść, że młodzi chłopcy łapali dziewczyny, które zadawały się z Rosjanami albo były zbyt frywolnie ubrane i niszczyli im suknie – opowiada Irena Wawrzyniak. Kolekcję biżuterii stanowią m.in. kolczyki z symbolem Orła i Pogoni oraz czarny krzyż z datą 1863 r. na czarnej tasiemce.