Dlaczego środowiska kościelne, które powinny być symbolem jedności i pojednania, wybierają podsycanie podziałów?

W Księdze Przysłów czytamy: „Kto uwalnia łotra i kto skazuje niewinnych: Pan do obu czuje odrazę” (Prz 17, 15). A jednak w czasach, gdy lincze publiczne i polityczne ofiary stają się normą, mało kto przejmuje się tą przestrogą. Prawda przestała być fundamentem procesów, ustępując miejsca potrzebie złożenia ofiary na ołtarzu medialnego widowiska.
Żyjemy w epoce, w której opinia publiczna wydaje wyroki szybciej niż sędziowie, a ci zbyt często ulegają presji mas. To, co powinno być przestrzenią sprawiedliwości, zmienia się w spektakl, gdzie prawda traci znaczenie, a najważniejsze staje się znalezienie kozła ofiarnego, który zaspokoi zbiorową wściekłość. Co gorsza, ta logika przenika do instytucji Kościoła, który zamiast stawiać opór, zdaje się uczestniczyć w tym procederze. Kościół, który powinien być ostoją sprawiedliwości i miłosierdzia, sam wystawia na ofiarę hierarchów czy świeckich. Wystarczy kilka artykułów w mediach, odpowiednie nagłośnienie, by odesłać na boczne tory na kilka lat każdego wiernego, który jest komuś niewygodny. Nie chodzi tu o rzetelne procesy, ale o wyroki wydane na długo przed rozpoczęciem jakichkolwiek procedur.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 14 (1010), 06 kwietnia 2025 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 12 kwietnia 2025