Bycie czasem „niefajnymi” rodzicami nie oznacza, że nie mamy być przy tym ciepli i pełni szacunku dla dzieci.

– Myślałem, że jesteś fajną mamą, ale się pomyliłem – rzucił ze złością mój dwunastolatek, kiedy wieczorem przyłapałam go przy komputerze w salonie, bo akurat „coś ważnego mu się przypomniało”. „Dobra nasza! Wszystko idzie zgodnie z planem” – pomyślałam, starając się zachować powagę. Wcale nie chcę być „fajną” mamą, a przynajmniej nie w każdej sytuacji. Bycie „fajnym”, tzn. bezproblemowym i zawsze lubianym przez dzieci, nie może być naszym głównym celem. Chyba że zrezygnujemy z wychowania, które nieuchronnie oznacza stawianie granic, wyznaczanie zasad i pokazywanie konsekwencji, co nie zawsze spotyka się z aplauzem. Rodzic dalekowzroczny i świadom swojej misji jak najlepszego przygotowania dziecka do dorosłości na pewno nie postawi na to, co w danej chwili przyjemne i wygodne, kosztem tego, co rzeczywiście dobre teraz i w przyszłości.
James Stenson w książce „Ojciec, strażnik rodziny” pisze, że mądry ojciec (i mądra matka) „nie boi się bycia tymczasowo «nielubianym» przez swoje dzieci. Ich długoterminowe szczęście jest znacznie ważniejsze niż obrażenie się na chwilę i uczucia zranione z powodu udzielonej reprymendy”.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu drukowanym
Idziemy nr 15 (1011), 13 kwietnia 2025 r.
całość artykułu zostanie opublikowana na stronie po 19 kwietnia 2025