Prymas Wyszyński był mistykiem i człowiekiem ładu. Kiedy był czas wyznaczony na pracę – pracował, kiedy przeznaczony na odpoczynek – odpoczywał. Można było według dziennego harmonogramu regulować zegarki. Jego punktualność była też wyrazem szacunku do drugiego człowieka. Znamy powiedzenie: czas to pieniądz; Prymas mawiał inaczej: czas to miłość.
Zwykle do Choszczówki przyjeżdżał z jakąś pracą, tu pisał listy pasterskie, przygotowywał spotkania episkopatu, kazania i homilie, odpisywał na listy, bo żadnego nie pozostawiał bez odpowiedzi. W Choszczówce kilkakrotnie odbywały się zebrania Rady Głównej Episkopatu. Z tego powodu ostatni dzień przed wyjazdem na październikowe konklawe spędził tu kard. Karol Wojtyła.
– Ze względów bezpieczeństwa towarzyszyłyśmy Prymasowi na spacerach w lesie – mówi Urszula Grzelak. SB w domu po sąsiedzku urządziło placówkę obserwacyjną. Dopiero po śmierci Prymasa w jego pokoju odkryte zostały podsłuchy, zainstalowane przez elektryka rzekomo zaufanego, bo poleconego przez kogoś z Miodowej. – Kiedy miał przyjeżdżać Prymas, w domu zwykle psuł się hydrofor, trzeba było wzywać elektryka, który zapewne wtedy włączał podsłuch – dodaje Urszula Grzelak.
Prymas, spodziewając się takich posunięć władzy, mawiał: „Musimy żyć tak, żebyśmy nie mieli niczego się wstydzić”. „Kiedy posłuchają prymasa, może się ktoś nawróci” – żartował. O sprawach poufnych nigdy jednak nie rozmawiał w swoim pokoju, lecz na werandzie albo w ogrodzie. Zwłaszcza z bp. Dąbrowskim zawsze wychodzili na spacer w aleję lipową.
ZACHWYCONY PRZYRODĄ
Prymas był bardzo wrażliwy i wdzięczny za wszystko. – Po posiłkach wchodził do kuchni i dziękował. Kochał przyrodę, umiał nazwać każde drzewo, rozpoznawał ptaki po śpiewie – wspomina Urszula Grzelak. – Pamiętam, jak kiedyś w październiku na krzaku róży pojawił się pączek. Prymas przyglądał się mu codziennie. Kiedy kwiat był w pełnym rozkwicie, pomyślałam, że sprawię Ojcu radość. Ściętą różę ustawiłam w kaplicy. Podczas spaceru Ojciec zapytał, czy nie wiem, kto ściął kwiat, bo on, rosnąc, codziennie chwalił Pana Boga, i każdego dnia robił to inaczej. To było dla mnie jak wywód o pięknie tego świata.
Cała uwaga Prymasa skupiała się na tym, z kim się spotykał. Każdy był ważny. – Kiedyś przyszła 150-osobowa grupa przedszkolaków z Płud, chciały zobaczyć Prymasa. Poprosiłam wychowawczynie, by poczekały, aż Prymas skończy spotkanie. Ono jednak się przedłużało, dzieci musiały wracać. Ojciec bardzo żałował, że nie spotkał się z przedszkolakami. Powiedział: „Nie wiemy, jakie łaski Bóg przygotował na ten czas”. Wtedy spostrzegłam jak bardzo kochał ludzi – opowiada Urszula Grzelak.
Szczególnie częstym gościem w Choszczówce Prymas stał się w ostatnich trzech latach życia, kiedy z powodu choroby lekarze zalecili mu więcej wypoczynku. – Lekarskich wskazań starał się przestrzegać – podkreśla Urszula Grzelak. 31 marca 1981 r. był tu po raz ostatni.
– Staramy się współpracować z leśnikami, aby wyznaczyć w lesie ścieżkę Prymasa – mówi Iwona Czarcińska. – Przyjeżdżający do nas mówią, że czują tu ducha kard. Wyszyńskiego, że udziela się im spokój, jaki nosił w sobie. Każdy wyjeżdża stąd z jakąś łaską. Obecność innych mobilizuje nas do dzielenia się świadectwem.
– Choszczówka staje się dziś miejscem czerpania z dziedzictwa Prymasa Tysiąclecia – dodaje Urszula Grzelak. – Mamy świadomość, że po beatyfikacji będzie też miejscem kultu.
Trwają starania kurii biskupiej warszawsko-praskiej o uzyskanie zgody na budowę sanktuarium poświęconego Prymasowi Tysiąclecia na posesji obok Ośrodka Jasnogórskiej Matki Kościoła w Choszczówce.