– Obecna Konstytucja weszła w życie w roku 1997, kiedy jeszcze nie byliśmy ani w Unii Europejskiej, ani w NATO – podkreśla w rozmowie z "Idziemy" sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Andrzej Dera
Z ministrem Andrzejem Derą, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP, rozmawia Radek Molenda
Prezydent Andrzej Duda zapowiedział potrzebę wnikliwej oceny obecnie obowiązującej konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. Jak Pan ją ocenia?
Normalnie konstytucje decydujące o ustroju państw opierają się na systemie kanclerskim, jak np. w Niemczech, lub prezydenckim, jak to jest np. w USA. Nasza konstytucja jest ich niedookreśloną hybrydą, a cechą najbardziej rzucającą się w oczy jest wzajemne blokowanie się organów państwa. Przyrównałbym ją do samochodu, który ma zaciągnięte hamulce i który wszyscy próbujemy pchać. A wystarczyłoby te hamulce tylko zwolnić i okazałoby się, że możemy dużo więcej zrobić, dalej i szybciej tym samochodem pojechać.
Nie brakuje tych, dla których sama próba rozmowy o nowej konstytucji jest atakiem na demokrację i ich wolność obywatelską. Nie pamiętają, że w 1997 r. projektów było więcej, choćby projekt obywatelski, który zebrał 2 mln podpisów.
Próbuje się nam wmówić, że ustawa zasadnicza to jakiś absolut nie do ruszenia, a tak nie jest. Już w preambule naszej pierwszej ustawy, Konstytucji 3 maja, jest zapis, że może ją zmienić suweren, czyli naród. Tak jest i dzisiaj, z tym zastrzeżeniem, że do tego potrzebna jest tzw. większość konstytucyjna i związany z tym duży konsensus społeczny.
Powiem więcej: ja sam, będąc parlamentarzystą, w ciągu ostatnich 10 lat dwukrotnie brałem udział w zmianie zapisów konstytucji, choćby w kwestii niekandydowania do parlamentu i samorządów osób prawomocnie skazanych. To się działo za zgodą wszystkich stron.
Dlaczego obecna konstytucja nadaje się do zmiany?
Ponieważ ma szereg wadliwych, nieostrych zapisów, które z perspektywy minionych prawie 20 lat albo okazały się puste, albo nieegzekwowalne, albo też ich stosowanie powodowało złe funkcjonowanie państwa. Dla przykładu: konstytucja gwarantuje szereg praw, jak choćby bezpłatną służbę zdrowia. Pytanie więc, czy korzystanie z komercyjnych usług lekarskich i samo ich istnienie nie jest łamaniem konstytucji? Warto zwrócić też uwagę, że konstytucja była pisana i weszła w życie w roku 1997, kiedy jeszcze nie byliśmy ani w Unii Europejskiej, ani w NATO. Członkostwo w UE zmieniło pozycję Polski wobec zapisów jej konstytucji, czego ta ustawa nie uwzględnia.
Przypomina się spór kompetencyjny na linii premier-prezydent, słynna wojna o krzesło w czasie szczytu UE w Brukseli w październiku 2008 r.
To nawet nie był spór kompetencyjny, ponieważ to akurat konstytucja precyzuje: jeśli prezydent RP chciałby gdziekolwiek pojechać i reprezentować nasz kraj, zawsze jest numerem jeden! Przed Donaldem Tuskiem nikt tego nie podważał. Zresztą warto sobie uświadomić, że premier – gdy chodzi o reprezentowanie państwa – jest dopiero czwarty w kolejności. Przed nim są jeszcze marszałkowie sejmu i senatu. Ale przecież były też inne podwójne wizyty, jak choćby ta tragiczna w kwietniu 2010 r. do Katynia. To było celowe działanie premiera Tuska, który wbrew zapisom konstytucji chciał umniejszyć rolę prezydenta.
Przykłady innych zapisów pokazujących, że ustawa zasadnicza potrzebuje zmian?
To, co robi i jak działa Trybunał Konstytucyjny, dostarcza dość przykładów. TK uznał np., że podniesienie wieku emerytalnego jest zgodne z konstytucją. A umowa społeczna, zgodnie z którą idąc do pracy mamy jasną perspektywę, kiedy i na jakich zasadach przejdziemy na emeryturę? Inny przykład to OFE, kiedy nasze pieniądze, które odkładamy na II filar, ktoś nagle rekwiruje, a TK orzeka, że wszystko jest w porządku. A gdzie elementarne prawo własności?
Nie brakuje też przykładów, kiedy np. powołanie przez PiS komisji do zbadania prywatyzacji banków TK uznał za niekonstytucyjne, a kiedy w ten sam „niekonstytucyjny” sposób półtora roku później to PO powołała komisję do spraw nacisków, dla TK było już wszystko konstytucyjnie. Bywa także, że jeśli nie można znaleźć w badanym zapisie niezgodności z konstytucją, można sięgnąć po art. 2 konstytucji mówiący, że Polska jest demokratycznym państwem prawa. Ale co to znaczy? Z tej zasady można wywnioskować wszystko, co akurat będzie potrzebne, aby uzasadnić przez Trybunał taki lub inny wyrok.
Jak szybko można się spodziewać – jak to określił prezydent Duda – nowego rozwiązania?
Potrzebna jest najpierw poważna debata o przyszłości Polski: jak tę przyszłość widzimy. Potrzebne jest zwołanie konstytuanty, by nowy projekt wypracowała. Wybierając między wspomnianymi modelami ustrojowymi, z których każdy ma swoje wady i zalety, warto się zastanowić nad referendum w tej sprawie. Moim zdanie to rozwiązanie najlepsze, bo odwołujące się do woli narodu. Ale ono musi być poprzedzone debatą publiczną i rzetelną kampanią informacyjną, tak abyśmy wiedzieli, na co głosujemy, co się kryje za takimi pojęciami, jak np. system prezydencki i kanclerski. I abyśmy umieli wybrać, co nam bardziej odpowiada.
Tworzenie nowej konstytucji winno wynikać z woli politycznej, także woli opozycji, której najwidoczniej brakuje. Mam nadzieję, że klimat sporu politycznego złagodnieje i wtedy będzie czas na rozmowę o przyszłości Polski, o nowej konstytucji.
![]() |
rozmawiał Radek Molenda |