Komentarze Bractwa Słowa Bożego, o. dr. hab. Waldemar Linke CP
Pierwsze czytanie: 2 Sm 11,1-4a.5-10a.13-17.27c
Dawid prosił Boga o błogosławieństwo dla swego domu, czyli rodziny trwającej przez pokolenia. Dziękował Bogu bardzo serdecznie, że ze skromnego rodu Jessego, peryferyjnego wśród potomków Judy, z gałęzi tego rodu wywodzącej się od najmłodszego, niezbyt szanowanego z braci – wywiódł rodzinę królewską dla całego Izraela. Dawid odkrył w Bożym działaniu, że Bóg jest budowniczym tego domu, który ma stać przez wieki niewzruszony i dumny w Jerozolimie. A jednak wprowadza do tego domu, do Bożej budowli, swą pożądliwość, zaślepienie, zbrodniczą intrygę, której celem jest zgładzenie Uriasza. Dysonans między świadomością bliskości Boga i uległości wobec ludzkiej małości, podłości, niskim instynktom jest udziałem każdego człowieka wierzącego. Jesteśmy w ciągłym rozdarciu między wielkością, do której wzywa nas i uzdalnia łaska Boża, a naszą pożądliwością i egoizmem. Chcemy świętości naszego domu, a jednocześnie wnosimy do niego to, co tę świętość nadwyręża. Takie sprzeczne postawy budzą posądzenia o niespójność osobowości będącą znamieniem poważnej patologii. Czy jesteśmy więc chorzy i przez to usprawiedliwieni, gdy popadamy w fundamentalne sprzeczności? Takie wmawianie sobie niepoczytalności na chwilę sprawia ulgę naszemu sumieniu. Na dłuższą metę wywłaszcza nas z naszego własnego życia. By odzyskać je, konieczne jest uznanie własnego grzechu.
Psalm responsoryjny: Ps 51, 3-4. 5-6b.6c-7. 10-11
Grzesznik modlący się w Ps 51 jest w pełni świadom swej kondycji. Żałuje popełnionego zła, zdaje sobie sprawę z bagażu, z jakim przyszedł na świat. Nie traci jednak nadziei. Świadomość własnej grzeszności (podatności na grzech) i własnego grzechu (popełnionych czynów) nie przeszkadza mu, by oczekiwać zbawienia. Wręcz przeciwnie, otwiera mu horyzont nadziei, który wiąże z Bożą sprawiedliwością i zmiłowaniem. To piękna ilustracja słów św. Jana Apostoła o wyzwalającej mocy prawdy (por. J 8,32).
Ewangelia: Mk 4,26-34
Dwie przypowieści mówią o dwóch różnych sytuacjach i o dwóch różnych rzeczach. Tematem pierwszej jest sporos czyli ziarno zboża. W drugiej pojawia się kokkos czyli nasienie (choć J 12,24 mówi o kokkos pszenicy). Wspólny motyw w obydwu przypowieściach to wewnętrzny potencjał nasienia. Nie trzeba pracować nad ziarnem, by w ziemi rosło. Nikt też nie musi „robić” z maleńkiego nasienia gorczycy dużej rośliny, „drzewa”, jak chce Ewangelia, a w rzeczywistości dużego krzewu. Mamy swoje zadanie do spełnienia. Poetycki język przypowieści nazywa je siewem (w przypadku zboża mowa o rzuceniu na ziemię). Potem już nie mamy niczego do zrobienia, bo co posiane, rośnie samo z siebie. Fałszywy humanizm skłania nas do tego, byśmy szukali potwierdzenia własnej wartości tylko we własnym działaniu. Fałsz tej koncepcji bierze się stąd, że nie liczy się ona z prostym faktem: nie wszystko od nas zależy. Musimy się uczyć zaufania do tego, co z naszym trudem dzieje się, gdy już nie mamy niczego do zrobienia, do Bożej mądrości i opatrzności rozsianej w świecie.