Hasło odzyskania kontroli nad bankami staje się popularne. Posiadanie systemu finansowego działającego zgodnie z naszym interesem narodowym jest celem ze wszech miar pożądanym.
PKO BP jest jednym z nielicznych banków pozostających w polskich rękach
Tylko że zachodzi tu pewne nieporozumienie. Aby bowiem odzyskać suwerenność w zakresie finansów, trzeba kontrolować nie tyle większość banków, ile większość bankowych aktywów. A to są dwie różne sprawy.
Bankowe aktywa to udzielone pożyczki i zakupione przez banki papiery wartościowe (obligacje, akcje itp.). Wysokość udzielonych pożyczek i zakupionych papierów wartościowych zależy od wysokości wkładów. Czyli, żeby odzyskać kontrolę nad systemem bankowym, należy repolonizować nie tyle banki, ile kontrolę nad oszczędnościami (wkładami). Aby osiągnąć ten drugi cel, nie trzeba wydawać miliardów złotych na przejęcia, ale wystarczy, żeby deponenci, osoby fizyczne i prawne, zaczęli przenosić swe konta do banków kontrolowanych przez rodzimy kapitał. Przenoszenie wkładów do polskich instytucji finansowych nie zawiera w sobie żadnego ryzyka, natomiast przejmowanie banków, owszem, niesie ze sobą niemałe ryzyko.
Wartość każdego przedsiębiorstwa zależy od wysokości jego przyszłych – podkreślmy: przyszłych – dochodów. Jak ten wskaźnik będzie się kształtować w przyszłości, tego oczywiście nikt nie wie. Stąd też w praktyce bierze się pod uwagę przeszłość i zakłada, że istniejące trendy utrzymają się także w przyszłości.
Do tej pory rentowność sektora bankowego w Polsce była wysoka. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) stwierdziła, że polskie oddziały zagranicznych inwestorów na ogół osiągają dużo lepsze wyniki od zagranicznych banków je kontrolujących i tym sposobem „w ostatnich latach [zyski wypracowane w Polsce – K.D.] miały znaczący i pozytywny wpływ na wyniki niektórych inwestorów zagranicznych”.
Fakt ten jest wynikiem tego, że cały okres transformacji cechuje się niebywałą troską o interesy banków, co w obecnych warunkach w dużym stopniu oznacza dbałość o interesy inwestorów zagranicznych. Najlepszym tego przykładem jest bankowy tytuł egzekucyjny, a także to, że dłużnik odpowiada całym swoim majątkiem za zaciągnięte pożyczki. Stopień koncentracji sektora jest w Polsce wysoki, czyli mamy do czynienia z niskim poziomem konkurencyjności na rynku i dzięki temu banki są w stanie podnosić opłaty. NBP szacuje, że pomiędzy grudniem 2014 a czerwcem 2015 r. „średnia miesięczna opłata za prowadzenie standardowego rachunku dla klienta detalicznego” wzrosła o prawie 24 proc. Tym sposobem w pierwszej połowie tego roku przychody banków w Polsce z tytułu opłat wyniosły niemal jedną czwartą wysokości wszystkich wpływów.
Rodzima polityka pieniężna także przyczyniała się do wysokiej rentowności banków. NBP od lat utrzymuje nominalne i realne stopy procentowe na bardzo wysokim poziomie. Dzięki temu bankowe „wyniki z tytułu odsetek”, czyli różnica pomiędzy oprocentowaniem uzyskiwanym z udzielanych pożyczek a płaconym deponentom, utrzymywały się na bardzo wysokim poziomie.
Ale te cieplarniane warunki najprawdopodobniej ulegną zmianie. Na mocy dyrektywy Komisji Europejskiej od przyszłego roku wszystkie instytucje bankowe będą musiały oferować klientom bezpłatny „rachunek podstawowy”, za pomocą którego klient będzie w stanie dokonać najprostszych transakcji. Banki mogą zostać obciążone specjalnym podatkiem celem sfinansowania wydatków na wyższe zasiłki rodzinne i obniżenie wieku emerytalnego. Ponadto w ciągu najbliższego roku ulegnie wymianie cały skład RPP, wygasa także kadencja obecnego prezesa NBP i polityka wysokich stóp procentowych może zostać zarzucona, co również ujemnie odbije się na zyskach banków.
Co więcej, nie jest jasne, jak naprawdę przedstawia się zdrowie finansowe wielu banków. Polskie banki, kontrolowane przez obcy kapitał, wypłacały ogromne dywidendy. Fakt ten ratował sytuację ich zagranicznych central, ale tym sposobem zagraniczni właściciele wydrenowali je ze wszystkich nadwyżek. Dziś wiceprezes KNF Wojciech Kwaśniak ujawnia, że od dziesięciu do piętnastu banków będzie musiało podnieść wysokość – z powodu dużej wartości pożyczek hipotecznych udzielonych w walutach obcych – kapitału własnego, ponieważ wartość nieruchomości stanowiących zastaw jest niższa od wartości kredytu. Jaki zatem sens miałoby przejmowanie takich instytucji?
Biorąc pod uwagę obecny stan rzeczy, repolonizacji sektora bankowego mogą dokonać tylko i wyłącznie instytucje kontrolowane przez państwo, czyli w ostatecznym rozrachunku ryzyko całej operacji ponosiłby podatnik. Drogi Rodaku, czy jesteś skłonny do wyłożenia miliardów na wykup banków, które być może jutro będą wymagać „naprawy”?
Rzecz ciekawa, że mało się mówi o innych prostych, pozbawionych większego ryzyka możliwościach odzyskania kontroli nad zdecydowaną większością rodzimego systemu bankowego. Przed wojną istniały banki komunalne i warto by je odrodzić. Ponadto zupełnie niewykorzystane są możliwości drzemiące w Banku Pocztowym, o którego istnieniu w ogóle mało kto wie.
Tak jak na początku transformacji Polakom wmówiono, że bez udziału kapitału zagranicznego postęp będzie niemożliwy, dzięki czemu wyprzedaliśmy za grosze większość majątku narodowego, tak dziś grozi nam proces odwrotny: repolonizacja sektora bankowego po nadzwyczaj wygórowanej cenie. Co więcej, cel repolonizacji banków można osiągnąć bez wydania jednego złotego, w drodze przeniesienia wkładów do instytucji już będących w polskich rękach. Albowiem w istocie chodzi o kontrolę nad depozytami (i tym samym aktywami), a nie instytucjami.
Zatem suwerenność w zakresie systemu finansowego można odzyskać albo w drodze odkupywania banków komercyjnych od podmiotów zagranicznych, albo poprzez szybki rozwój instytucji już będących w polskich rękach. Pierwsza opcja niesie ze sobą duże koszty i ogromne ryzyko, druga wymaga samoorganizacji społeczeństwa, przenoszenia wkładów do instytucji będących w polskich rękach i wyboru na stanowiska rządowe i samorządowe osób, które nie zamienią powierzonych im instytucji w bankomaty dla dobrze ustosunkowanych.
Szerzej na ten temat w 125. numerze dwumiesięcznika „Arcana”
Kazimierz Dadak |