Mieszkam w tym domu i znalazłem się przy stoliku razem z kardynałem z Argentyny. Nie wiedziałem jednak, kim jest ten nasz gość. Nie zwracał na siebie uwagi, był w marynarce i pod koloratką. A przy stole zajął ostatnie miejsce, na rogu i przy przejściu. Jednym z tematów rozmowy była oczywiście kwestia bliskiego konklawe. Nie wiedząc, kto jest przy stole, zacytowałem włoskie przysłowie: „Kto wchodzi papieżem, ten wychodzi kardynałem (chi entra Papa, esce cardinale)”. – No bo kto by przypuszczał, że w 1978 r. wybrany zostanie papież „z dalekiego kraju”, kard. Karol Wojtyła. Podobnie i tym razem nie wiemy, kto wyjdzie na balkon bazyliki św. Piotra – rozwinąłem jeszcze myśl z przysłowia. Ów starszy ksiądz słuchał z uwagą, ale się nie odzywał. Z jego twarzy promieniowały spokój i dobroć. Krótko po tej kolacji okazało się, że włoskie przysłowie sprawdziło się po raz kolejny.
Osoby, które znają Papieża Franciszka od lat, mówią, że on zawsze był taki skromny i pokorny, a jednocześnie pogodny i gotowy usłużyć. Najlepszym przykładem może być wspomnienie księdza, który celebrował z nim Mszę Świętą w przeddzień rozpoczęcia konklawe, w poniedziałek 11 marca o godz. 6.30. Kardynał nie tyle, że poprosił go o przewodniczenie Eucharystii, to jeszcze usłużył głównemu celebransowi jak ministrant i obmył mu dłonie po ofiarowaniu darów.
A następnego dnia po wyborze – o czym szybko napisały wszystkie gazety – Ojciec Święty przyjechał do naszego domu. Nie tylko wziął swoje rzeczy i zapłacił rachunek, ale spotkał się z personelem i osobami, które były w pobliżu. Taki jest nasz Papież Franciszek.
![]() | ks. Paweł Rytel-Andrianik |