Wycofanie się senatora Teda Cruza z prawyborów Partii Republikańskiej otwiera drogę do prezydentury Donaldowi Trumpowi. Oczywiście, jeszcze musi się on zmierzyć z senator Clinton, jednak panamskie rewelacje nie ułatwią jej zwycięstwa. Niedawno „Rzeczpospolita” opublikowała popierający Trumpa wywiad z Rudym Giulianim, b. burmistrzem Nowego Jorku. Wywiad miał uspokoić polską opinię w kwestii atlantyckich przekonań republikańskiego kandydata. Faktów jednak nie można zaczarować; ewentualne zwycięstwo Trumpa będzie miało bardzo poważne konsekwencje geopolityczne, będzie oznaczać jeszcze silniejsze wycofywanie się Stanów Zjednoczonych ze spraw Europy.
„Jeżeli jakiś kraj chce, by stacjonowali w nim amerykańscy żołnierze, niech nam zapłaci – mówił Donald Trump w kampanii. – Tak będzie z każdym krajem, który myśli, że będziemy go bronić za darmo.” To zimny prysznic dla ludzi, którzy wierzą, że Ameryka (nie mówiąc już nawet o Europie Zachodniej) rwie się do podjęcia nowej zimnej wojny. Co więcej – nie jest to fakt odosobniony.
Wygrana pierwszej tury wyborów prezydenckich przez Norberta Hofera z Austriackiej Partii Wolności, odrzucenie unijnego stowarzyszenia z Ukrainą w referendum w Holandii, bardzo prawdopodobny udział Marine Le Pen w drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji, równie prawdopodobne mocne wejście Alternatywy dla Niemiec do Bundestagu – wszystko to pokazuje nowy pejzaż polityczny Zachodu. Sprowadzanie wszystkiego do rosyjskich sympatii większości tych partii – to omijanie istoty problemu. Ich działalność jest na ogół reakcją na stale powiększającą się imigrację, na paraliżowanie państw przez federalistyczne aspiracje Unii Europejskiej, na zanik patriotyzmu i bezład moralny ich społeczeństw. Polskę więc czeka kolejny akt „Nie-Boskiej komedii”.
Z jednej strony stoją ci, którzy nie chcą politycznej solidarności Zachodu (bo często wątpią, czy jest z czym się solidaryzować). Z drugiej – klasa polityczna przeprowadzająca „pełzającą rewolucję” przeciw duchowemu dziedzictwu Europy; eksportując na zewnątrz tę rewolucję, wspiera ona rozkład państw narodowych i ładu społecznego. Jeśli polityka polska ma kierować się realizmem, nie może ignorować prawdziwego charakteru tego sporu. I naszym zadaniem nie jest bierne wybieranie między jego stronami, ale choćby częściowe uwolnienie się od przymusu takiego wyboru. Polska, będąc szóstym państwem w Unii Europejskiej i największym w Europie Środkowej, sama powinna kształtować opinię europejską i wpływać na stanowiska innych państw.
Polityka polska musi dziś sięgać poza wybór między cudzymi stanowiskami i cudzymi uprzedzeniami. A najważniejsze jest budowanie regionalnej solidarności Europy Środkowej, wzmacnianie zrozumienia i współpracy naszych państw na możliwie największej ilości płaszczyzn. Tu najpełniej możemy realizować i solidarność, i swoje interesy. I stąd, wspólnie, najlepiej możemy oddziaływać na politykę państw, sił politycznych i organizacji międzynarodowych, w których bierzemy udział.
![]() |
Marek Jurek |