Dominowały w nich umiłowanie prostoty, skromności, wrażliwość na krzywdę, ubóstwo i niesprawiedliwość, których nie brakuje w Ameryce Południowej. Wydaje mi się jednak, że zbyt uproszczone jest odnoszenie papieskiego imienia jedynie do aspektów społecznych. Bo przecież inspirując się św. Franciszkiem z Asyżu, nie można oderwać jego wrażliwości na potrzebujących od głębokiej duchowości i mistycyzmu, jakie cechują tego świętego założyciela jednego z największych zakonów na świecie. Franciszkańskie umiłowanie ubóstwa wypływa bowiem z głębokiej miłości ewangelicznej i bezkompromisowego pragnienia naśladowania Chrystusa. Niestety, często organizacje dobroczynne, charytatywne inspirują się tylko jednym płucem franciszkanizmu, tak zwaną „opcją na rzecz ubogich”. W ich wydaniu św. Franciszek to karykatura pracownika socjalnego, którego interesuje jedynie zewnętrzna strona człowieka, jego ciało, ale już nie dusza. Tego wielkiego mistyka wykorzystuje się do firmowania wielkich akcji pomocowych w celu abstrakcyjnej „walki z ubóstwem”, „poprawy jakości życia” czy „zażegnania niesprawiedliwych podziałów społecznych i ekonomicznych”. Na takiego patrona chętnie przystają nawet organizacje niemające z chrześcijaństwem zupełnie nic wspólnego. A gdzie w tym wszystkim jest konkretny człowiek i jego życie duchowe?
Przecież tu nie chodzi o górnolotne hasła, tylko o konkretnych ludzi, a im można pomóc tylko wtedy, jeśli dostarczy się pokarmu zarówno dla ciała, jak i dla duszy. Jan Paweł II pisał w encyklice Sollicitudo rei socialis, że głód chleba wiąże się z głodem moralnym, a sama „opcja na rzecz ubogich” jest to „specjalna forma pierwszeństwa w praktykowaniu miłości chrześcijańskiej, poświadczona przez całą Tradycję Kościoła” (SRS 42). Do tego wszystkiego ostatnimi czasy Biedaczynę z Asyżu przyswoiły sobie również rozmaite ruchy ekologiczne, przedstawiając go tym razem jako ckliwą istotę – może nawet fikcyjną – która dbała na pierwszym miejscu o zwierzęta, ptaki i środowisko. W takim wydaniu nawet wszelkiej maści „zieloni” i obrońcy praw dżdżownicy chętnie powołują się na jego dokonania, oczywiście w dziedzinie ekologii.
Nie sądzę, aby takim Franciszkiem inspirował się nowy papież. Przedstawił to zresztą wyraźnie już w czasie swojego pierwszego wystąpienia, gdy ukazał się w loggi Bazyliki Św. Piotra. W pierwszych słowach prosił wiernych o modlitwę, a zaraz potem modlił się z tłumem wiernych, jak gdyby chciał wyraźnie podkreślić, że franciszkanizm bez modlitwy, bez poznania Boga i zjednoczenia z nim, jest jedynie mizerną karykaturą centrum pomocowego. Ci, którzy znają dobrze Papieża Bergoglio, mówią, że jest to człowiek głębokiej modlitwy. Dlatego ucieszyłem się na wiadomość, że nowy papież przybrał imię Franciszek, bo tym samym niejako przywróci Świętemu z Asyżu jego prawdziwe oblicze. A całemu Kościołowi wielowiekową prawdę, że pomoc drugiemu pozbawiona wymiaru duchowego jest tylko czystym aktywizmem, który nie służy ani potrzebującym, ani nam samym.
![]() | Stefan Meetschen |