Podczas spotkania wzywano do uruchomienia demokracji bezpośredniej poprzez ułatwienia w organizowaniu referendów. – Referendum jest rzeczą podstawową, musimy przywrócić podmiotowość obywatelom – mówił Kukiz. Duda zapewniał, że nie ma mowy o powołaniu nowej partii, ale dodawał: „Nie mamy gdzie się cofać, to jest nasze być albo nie być”. Stanisław Kowalczyk, znany z ostatniej kampanii „Paprykarz”, mówił z kolei o konieczności zmiany „obecnego sposobu kierowania krajem”. W sumie więc postulaty słuszne, choć jednocześnie nienowe, i co najważniejsze – równie trudne do zrealizowania jak tysiące innych uzasadnionych wezwań, napotykających na blokady systemowe. A trzeba zaznaczyć, że Platforma Oburzonych chce iść przeciwko wszystkim. Jaśniej niż inni wyłożył to przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel, mówiąc: „Posłowie i senatorowie (...) przestali słuchać ludzi, oni słuchają przede wszystkim swoich wodzów: Tuska, Kaczyńskiego, Millera”. Przeciwnikiem są więc wszystkie partie, a nie tylko rządzący.
Tak daleko idący plan zmiany sytuacji w kraju jest de facto nadzieją na rewolucję, bo tylko w sytuacji rewolucyjnej można wymienić całą elitę polityczną. Jest też wyrazem błędnej diagnozy: wiary, że wystarczy wykrzyczeć swój słuszny gniew, by porwać większość lub przynajmniej znaczącą część Polaków. Tymczasem tak to nie działa. Większość aktywnych wyborców rzeczywiście akceptuje status quo, i może jeszcze długo akceptować. W chwilach zwątpienia odpowiednich uzasadnień dostarczą media, które jednocześnie zablokują komunikaty mogące realnie zmienić nastawienie większej grupy społeczeństwa. Do tego system gospodarczy III RP ma zupełnie inny charakter niż system PRL-owski: prawie każdy ma czego bronić, choćby było to miejsce pracy, mieszkanie na kredyt czy zagraniczne plany wakacyjne. I w przeciwieństwie do PRL każdy wie, że jest i będzie sam, bo w czasach względnego spokoju Polacy wycofują się do swoich „dworków”, a budowniczowie nowej rzeczywistości starannie zadbali, by rozbić możliwie wiele wspólnot. Oczywiście, wybuch społeczny może to zmienić, ale w mojej opinii III RP jest w stanie wytrzymać nawet głębokie wstrząsy; tym bardziej, że ciśnienie w garnku nie rośnie, bo ci mający najwięcej powodów do buntu po prostu wyjeżdżają.
Dziś wygląda więc na to, że coś może się zmienić wyłącznie po zwycięstwie politycznym opozycji. Trudnym, choć jednak wyobrażalnym. To swoisty paradoks: społeczną energię można uruchomić jedynie poprzez politykę. Taka jest jednak natura III RP, której kisielowaty charakter skutecznie zniechęca do działania i jednocześnie oblepia rebeliantów, paraliżując ruchy.
W dłuższej perspektywie rzeczywiście potrzebny jest ruch społeczny, ale zupełnie innego rodzaju: intelektualny, organiczny, w pewnym sensie pozytywistyczny. Zacząć trzeba od podstaw, np. od budowy choćby kilku szkół kształcących solidne, a jednocześnie ideowe kadry dla polskości. Tego typu planów nie należy jednak ogłaszać – trzeba je realizować.
![]() | Jacek Karnowski |