
Do tej Utraconej Polski należeli obaj wielcy bohaterowie książek Wiesława Budzyńskiego: Krzysztof Kamil Baczyński, którego nasz autor – można powiedzieć – przywrócił Warszawie, odnajdując bodaj wszystkie jego ślady, oraz Bruno Schulz, który najchętniej nigdy nie wyjeżdżałby z Drohobycza. Tam pisał, malował i tam uczył rysunku i prac ręcznych w starym Gimnazjum im. Władysława Jagiełły, którego sam był uczniem w 1910 roku, w jednej klasie z późniejszym generałem Stanisławem Maczkiem. Dobrze się składa, że z okazji rocznicy 17 września mogę zarekomendować książkę „Uczniowie Schulza”, najnowszą w schulzowskiej trylogii Budzyńskiego, poprzedzoną pozycjami „Schulz pod kluczem” i „Miasto Schulza”. Miasto sklepów cynamonowych i naftowej gorączki.
Pisałam kiedyś o Wiesławie Budzyńskim, że ukazując swego głównego bohatera przedstawia zarazem kogoś innego, tworzy drugi plan nie mniej ważny. W książce „Uczniowie Schulza” same za siebie mówią losy ludzi; ich bogactwo życia i doświadczenia pokazuje świat, który nie miał już szans się odrodzić. Do szkoły chodził tu Bogusław Longchamp de Berier ze sławnego rodu prawników i bracia Chciukowie, z nie mniej sławnego rodu żołnierzy i kurierów wojennych. Także Włodzimierz Kiecuń, sędziwy sąsiad i przyjaciel naszej redakcji, niestrudzony w promocji Ziemi Drohobyckiej, oraz równie sędziwy Alfred Schreyer, który jeszcze przyjeżdża z Drohobycza, aby zagrać i zaśpiewać „z lwowska” dla warszawskiej publiczności. Wszystkich spotkamy na kartach książki.
Tyle się teraz mówi, że nie zbudowaliśmy – jako państwo i jako twórcy, pisarze, reżyserzy czy muzealnicy – opartej na naszej historii mocnej i przekonującej narracji. Takiej, którą można opowiadać kolejnym pokoleniom. Budować na niej tożsamość. Godność i poczucie przynależności. Wiesław Budzyński to zadanie podjął.
Wiesław Budzyński, „Uczniowie Schulza”
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2011, ss. 246
Barbara Sułek-Kowalska
Idziemy nr 38 (315), 18 września 2011 r.