„O ile moje CV otwierało przede mną drogę lukratywnej kariery w spółce Merrill Lynch, o tyle trapiści kierują się zupełnie innymi kryteriami rozeznawania powołań! Cóż jestem wart jako ‘młody, zdolny, dynamiczny’ w oczach mężów milczenia, którzy wybrali życie w pokorze i zajmują się głównie produkcją sera?” – relacjonuje swoje obawy.
Następnie wprowadza czytelnika za kulisy klasztornego życia, którego uczy się nie bez wysiłku. Co więcej – zostaje w pewnym sensie przez ascetyczny rygor pokonany. W rezultacie trapiści z Sabaudii stają się jedynie przystankiem na jego duchowej drodze. Jest to jednak etap bardzo istotny. Podczas gdy z rąk islamskich bojowników giną jego współbracia w Algierii (historia z wielką wrażliwością opowiedziana została w filmie „Ludzie Boga”), były bankier odkrywa powołanie, by służyć zapomnianym i najuboższym, także wyznawcom Allacha. „Gdzie są misjonarze, którzy pójdą do imigranckich gett znajdujących się zaledwie o dziesięć minut od naszych kościołów?” – pyta Quinson. Młody mnich wyrusza na zaniedbane przedmieścia Marsylii. Staje się nauczycielem, doradcą, ale przede wszystkim przyjacielem mieszkających tam ludzi.
Książka propaguje nowe formy życia zakonnego, bardziej zanurzonego w świecie. W ten nurt odnowy, nazywany neomonastycyzmem, wpisuje się utworzona przez autora wspólnota Fraternité Saint Paul. „Święty Paweł zakładał chrześcijańskie wspólnoty w świecie głęboko podzielonym (…). Tak samo jest w naszych metropoliach w trzecim tysiącleciu. Decydując się na zamieszkanie w ubogiej, imigranckiej dzielnicy, wyrażamy protest przeciw wszelkim formom segregacji. Wydajemy wojnę rasizmowi, nędzy, bezrobociu, analfabetyzmowi, ignorancji, przemocy i narkotykom”. Czyż nie takiego „wyjścia na peryferia” pragnie papież Franciszek?
„Mnich z Wall Street” to opowieść o blaskach i cieniach dialogu w biednych imigranckich dzielnicach. Instrukcja, jak chrześcijanin powinien działać w zglobalizowanym świecie. Próba odpowiedzi na pytanie o drogę do życia w pokoju. „Nasza obecność tutaj nie polega na ‘życiu wśród muzułmanów’, ale na życiu wśród sąsiadów”. To zdecydowanie więcej niż teologiczne dysputy – przekonuje Henry Quinson – aby rozbroić przemoc, należałoby częściej mówić ‘dzień dobry’.
Henry Quinson, „Mnich z Wall Street”, tłum. Sylwia Filipowicz, wyd. Edycja Świętego Pawła 2014, 208 stron.
![]() | Sylwia Gawrysiak |