Europa, co pokazał ostatni szczyt, stawia sobie tyleż ambitne, co nierealne wymogi dotyczące – teoretycznie – poprawy czystości atmosfery. Piszę „teoretycznie”, bo nikt nie udowodnił, że za wzrost zawartości gazów cieplarnianych w atmosferze odpowiadają w największym stopniu ludzie i ich przemysł, a nie np. aktywność słońca, czyli natura jako taka. To po pierwsze. A po drugie, trzeba spytać głośno – po co Europie taka postawa prymusa, skoro odpowiada ona za ok. 11 proc. zanieczyszczeń. Same tylko Chiny, Rosja i USA produkują w sumie ok. 70 proc. zanieczyszczeń i zupełnie się tym nie przejmują, ba, nawet ostentacyjnie to lekceważą.
Długo nie mogłem zrozumieć, o co chodzi Unii w tych „celach klimatycznych”. Dlaczego stary kontynent stojący u progu trzeciej w ciągu ostatnich 6 lat recesji strzela sobie w stopę? Bo ta oczekiwana przez mędrców zmiana będzie bardzo kosztowna, przez co nasza europejska gospodarka stanie się mniej konkurencyjna.
W końcu okazało się już niemal oficjalnie, że Niemcy, które zupełnie zrezygnowały z atomu, a węgiel też żegnają, przestawiają swoją gospodarkę na „nowe tory”. Chcą być światowym liderem w technologiach odnawialnych źródeł energii, czyli „zielonych”. Jako najbardziej wpływowy członek UE chcą więc uchwalenia takiego prawa, które stworzy rynek zbytu na ich technologie i produkty.
Tylko czemu Europa kroi sobie przy okazji przymusowy mundurek dla wszystkich? Dlaczego niezamożna, ale jeszcze konkurencyjna, bo z niedrogą energią, Polska stojąca na węglu będzie musiała w to wejść? My już to wiemy, choć „ekolodzy” chyba jeszcze nie do końca.
Klimatyczny szczyt tak naprawdę nie przyniósł ani wielkiego sukcesu, ani też wielkiej porażki. To, co uzyskaliśmy, to czas. Teraz trzeba pytać, co z nim zrobimy? Czy przeznaczymy na lobbing i zmianę myślenia wielu zaczadzonych głów? Mało prawdopodobne, że osiągniemy sukces. A może poświęcimy ten czas na modyfikację struktury pozyskiwania energii i stopniowej rezygnacji z węgla kamiennego? To bardziej prawdopodobne, tyle że kosztowne. I też trudne, z powodu… protestów ekologów właśnie, którzy blokują każdą budowę nowej odkrywki! To może atom? Też drogi i dla „ekologów” niebezpiecznie szkodliwy, mimo że najmniej ingerujący w atmosferę.
Wychodzi na to, że w energetyce kupiliśmy tylko czas, a od zmian i tak się nie wymigamy. Tak jak nie wymigamy się – mimo zaklęć polityków – od podwyżek cen energii. Ta „zielona” w ciągu 10 lat za Odrą podrożała dwukrotnie. Kto za to zapłaci? Końcowym płatnikiem zmian i tak będą odbiorcy, czyli każdy z nas.
![]() | Krzysztof Ziemiec |