Informację o wizycie syryjskiej mistyczki Myrny Nazzour znalazłam na Deonie - i obydwa te fakty wydały się równie fascynujące. Przyjazd kobiety, na której dłoniach pojawiała się oliwa, i to, że spotkanie z nią polecane jest przez racjonalnie myślących o wierze ojców jezuitów.
Maleńkie Mogilno już w XI w. na mocy edyktu założycielskiego Króla Kazimierza Odnowiciela zostało siedzibą ojców benedyktynów. Klasztor zbudowany został na wzgórzu, nad pięknym jeziorem. W sobotę 14 lipca miasteczko wypełnione było po brzegi – ponad trzy tysiące ludzi z całej Polski przybyło, aby pomodlić się z mistyczką z Damaszku. – Wiemy – mówiły pierwsze spotkane przeze mnie osoby z Gdyni – że najważniejsza jest wspólna modlitwa, ale przecież każdy liczy na cud!
– Dlaczego Dorota i Paweł z Krakowa, dlaczego starsza pani z Warszawy, dlaczego te setki chorych osób przybyły do Mogilna, mając nadzieję na uzdrowienie? – myślałam, przygotowując się do rozmowy z Myrną.
JA TO WIDZIAŁEM
Myrna Nazzour miała niespełna 19 lat – a od pięciu miesięcy była zamężna – kiedy w trakcie modlitwy w intencji chorej przyjaciółki na jej dłoniach pojawiła się oleista substancja.
– To było 30 lat temu – opowiadała na sobotnim spotkaniu w Mogilnie. – Bałam się tego, nie rozumiałam, dlaczego tak się dzieje.
Tłumaczem Myrny był ojciec Zygmunt Kowalski – jezuita który pracuje w Damaszku od 30 lat.
Zaczęło się 22 listopada 1982 roku – wtedy Myrna położyła pokryte oliwą ręce na głowie chorej Layli i dziewczyna wyzdrowiała. Później Myrna w podobny sposób uleczyła swoją matkę. Już 27 listopada olej zaczął spływać z niewielkiej ikony Matki Bożej Kazańskiej, przy której dziewczyna się modliła. W krótkim czasie cztery talerze napełniły się olejem. Wieść o niezwykłym wydarzeniu rozniosła się i dom Myrny i Mikołaja, jej męża, napełnił się duchownymi i policją. Oficerowie syryjskiej służby bezpieczeństwa żądali wyjaśnień. Wraz z lekarzem Saliną Abdel Ahadem poddali gruntownemu badaniu dłonie Myrny. Nakazali jej dokładnie je umyć, a lekarz osobiście osuszył je ręcznikiem. Mimo to olej pojawił się ponownie na rękach Myrny na oczach zdumionego lekarza i żołnierzy stojących po obu stronach mistyczki.
Następnie specjaliści gruntownie przebadali ścianę, na której wisiał obrazek Matki Boskiej Kazańskiej, poddali ekspertyzie sam wizerunek, ramkę i szkło. Podczas badań z ikony zaczął wypływać olej. Eksperci opuścili dom państwa Nazzour, stwierdzając, że nie wykryli żadnego oszustwa, po prostu w niewytłumaczalny naukowo sposób z małego plastikowego obrazka wypływa oliwa…
– Czy ksiądz w to wierzy? – zapytałam o. Zygmunta Kowalskiego, z którym w przerwie zasiedliśmy na mogileńskim wzgórzu. – Nie muszę wierzyć – stwierdził – ja to po prostu widziałem na własne oczy.
– Poszedłem do domu państwa Nazzour ze znajomymi z Polski, którzy przyjechali do Damaszku i usłyszeli o przedziwnej dla nas, ludzi Zachodu, historii, że podobno z ikony wypływa olej. Nie bardzo miałem chęć – ale poszedłem, żeby zrobić im przyjemność. I wtedy po prostu to się działo. Nie mogłem nawet zastanawiać się, czy to jest prawda, czy to mi się wydaje, ponieważ wszyscy widzieliśmy tę oleistą substancję.
– Jest to jak olej, co spływa na brodę Aarona – skomentowałam wersetem ze słynnego psalmu.
– Tak właśnie jest – ucieszył się jezuita – bo dla ludów Wschodu olej jest znakiem błogosławieństwa, znakiem Ducha Świętego.
POKÓJ Z WAMI
Ten delikatnie pachnący olej pochodzący z obrazu oraz z rąk Myrny był poddawany licznym badaniom w laboratoriach Damaszku, Rzymu oraz ówczesnej RFN. Wszystkie ekspertyzy prowadziły do stwierdzenia, że chodzi tu o czysty niemal w stu procentach olej pochodzenia roślinnego.
Tysiące osób przybyłych do Mogilna pomieścić się mogły tylko w hali sportowej, której nowoczesne wnętrza wypełniały polskie i syryjskie słowa modlitw. Zgromadzeni w ciszy i wielkim skupieniu przeżywali godziny medytacji, świadectw – i czekali na moment, kiedy Myrna weźmie w dłonie maleńkie puzderko z olejem i ruszy, aby namaścić każdego, robiąc na czole znak krzyża.
Usiadłam obok młodego mężczyzny, który trzymał na rękach niepełnosprawną dziewczynkę. Paulinka, jak dowiedziałam się po chwili, ma trzy latka i nie chodzi ani nie mówi. Dalej w ciszy obserwowaliśmy Myrnę, która namaszczała kolejne osoby – przy każdej modliła się chwilę, zanim poszła dalej. To trwało długo, jednak nikt się nie niecierpliwił, choć było tam wiele rodzin z małymi dziećmi, pod ścianami na podłodze siedzieli ci, dla których zabrakło krzeseł, wiele osób było w różny sposób niepełnosprawnych i chorych. Kiedy Myrna podeszła do nas, poczułam wielki, emanujący od niej spokój. Z łagodnym uśmiechem dotknęła gąbki z oliwą i zrobiła krzyżyk na moim czole – chciałam, żeby ta chwila nigdy się nie kończyła. Wyszeptała kilka słów modlitwy i podeszła do Paulinki oraz jej ojca.