Jak zdążyłem się przekonać, polski urlopowicz zachowa się dokładnie odwrotnie. Jego satysfakcja z zakwaterowania będzie w dużej mierze zależała od ceny. I nic dziwnego, bo gdziekolwiek się ruszy z polskimi złotówkami, to i tak przepłaci. I w dodatku za nie najlepszy standard. Chyba dlatego wielu Polaków wybiera na nocleg domy pielgrzyma. Pomysł ten nigdy nie przyszedł mi do głowy w Niemczech, choć i tam takowe istnieją. Być może przyczyną jest to, że wielu Polaków nadal wybiera za cel podroży polskie i europejskie sanktuaria. A przy sanktuarium, jak wiadomo, zawsze jakieś posłanie dla zdrożonego pielgrzyma się znajdzie.
Tak też i ja, odkąd mieszkam w Polsce, niekiedy zatrzymuję się w takowych domach pielgrzyma. Nie powiem, nawet mi to odpowiada z kilku względów. Po pierwsze, takie domy pielgrzyma mają rodzinną atmosferę i nic z wielkich zimnych molochów, jakimi są na przykład sieciowe hotele. Po drugie, zazwyczaj wyposażone są w kaplice, gdzie po dniu spędzonym na zwiedzaniu miasta można się wyciszyć i oddać medytacji. Po trzecie, często w takich domach można spotkać interesujących gości, z którymi łatwo nawiązać ciekawą pogawędkę przy porannej kawie. Poza tym, co równie ważne, bardzo często takie domy pielgrzyma po prostu konkretnie finansują utrzymanie sanktuarium, przy którym się znajdują, lub zakon, który je prowadzi. Zatem zatrzymując się w nich na nocleg, jednocześnie wspieramy finansowo konkretne dzieła kościelne.
Tak jest, na przykład, w domach pielgrzyma w Częstochowie prowadzonych przez różne zakony żeńskie czy na Ukrainie, gdzie pieniądze z noclegu gości finansują dzieła lokalnej Caritas, lub na Litwie, gdzie pieniądze przekazywane są na potrzeby materialne polskiej społeczności. Potrzeb jest mnóstwo, co daje jeszcze więcej okazji do pielgrzymowania. Chociaż muszę przyznać, że takie noclegi są bardziej ascezą dla ciała niż okazją do wypoczynku. I to bynajmniej nie z powodu warunków w nich panujących, lecz zachowania się pielgrzymów. Bo co do standardu, to niektóre, jak na przykład w Łagiewnikach, dorównują hotelom wysokiej klasy.
Problem leży w tym, że wielu pielgrzymów nie zachowuje się wcale ani jak na pielgrzyma, ani nawet jak na gościa hotelowego przystało. Dlatego też do domu pielgrzyma na pewno nie jadę na wyspanie się, bo obowiązująca w regulaminie cisza nocna nikogo – jak się zdaje oprócz mnie – w praktyce nie obowiązuje. Trzaskanie drzwiami, nawoływanie się po korytarzach, głośne rozmowy lub nawet pokojowe imprezy to tylko niektóre przykłady. Zakaz spożywania alkoholu w pokojach jest także jedynie pobożnym życzeniem sióstr lub braci zakonnych prowadzących dom, bo rano po korytarzach walają się kapsle po piwie lub czymś mocniejszym. No i wreszcie śniadanie – to prawdziwa walka na śmierć i życie o kromkę chleba! Pielgrzymią uprzejmość i zasadę dzielenia się wypiera w tym momencie walka o przetrwanie – w każdym razie takie jest moje doświadczenie. Ostatnia sprawa to kultura pielgrzyma, która, zdawałoby się, winna być na jako takim poziomie, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę miejsce, do którego przybyliśmy. Ostatnim razem w Częstochowie o 5 rano obudził mnie hałas dobiegający z korytarza i głośne wołanie barytonem jednego z pielgrzymów: Szybciej, szybciej zapie…cie, bo się k…a na godzinki spóźnimy!
W tym momencie przypomniały mi się słowa znajomego księdza, który stwierdził: Boże, uchowaj od noclegu w domu pielgrzyma! Być może ostre to słowa, ale w końcu tak jak każda pielgrzymka wymaga trudu, tak samo nocleg można by zaliczyć do owych trudów pielgrzymowania. Bo przecież pięciogwiazdkowy hotel pielgrzyma byłby sam w sobie sprzecznością. I jak powiedział bł. Jan Paweł II: na odpoczynek mam całą wieczność.
.jpg)
![]() | Stefan Meetschen |