W samym środku leniwych wakacji tonie strefa euro, przynajmniej w kształcie, który znamy. Jest już pewne, że Grecja nie wypełni przyjętych zobowiązań oszczędnościowych, a więcej pieniędzy raczej nie dostanie; otrzymała wszak już 130 miliardów euro. Teraz o gotówkę prosi Hiszpania – chce 300 miliardów euro, choć wcześniej jej banki otrzymały już 100 miliardów. Madryt sam na powierzchni się nie utrzyma – dziś sprzedaje obligacje oprocentowane na 8 proc. rocznie, czego nie udźwignie żadna gospodarka. A za chwilę trzeba będzie nieść pomoc jeszcze większym Włochom.
Zadziwia spokój, jaki towarzyszy tej katastrofie. Bo przecież obecne kłopoty nie wzięły się znikąd. Wzięły się przede wszystkim z ideologii. Z ideologii nakazującej łączenie wspólną walutą gospodarek tak różnych jak grecka i niemiecka. No i z pychy. Bo tylko ludziom pysznym, autorom projektu, wydawać się mogło, że odgórnie, narzucając swoją wolę narodom europejskim, można swobodnie i bez konsekwencji kształtować rzeczywistość gospodarczą, że można zadekretować wszystko.
Dziś nie ma winnych. Nikt nie przepytuje tych, którzy euro najpierw wymyślili, a później wprowadzili je w życie. A przecież już wówczas, kilkanaście lat temu, gdy rodził się projekt, nie brakowało ludzi mądrych, przestrzegających przed eksperymentem. Eksperymentem, który ignorował podstawową zasadę mówiącą, że wspólna waluta ma sens, gdy obejmuje obszar gospodarczo choć w zarysach jednolity. A przecież choć Greków i Niemców wiele łączy, to jednak co najmniej równie wiele dzieli. Zwłaszcza w sferze efektywności, kreatywności czy pracowitości.
Sytuacja jest w jakiejś mierze zabawna. Ktoś policzył, że sprawie kryzysu Unia poświęciła już 20 swoich szczytów. I po każdym ogłaszano przełom, który oczywiście pozostawał przełomem papierowym. I nie może być inaczej, bo dobrego wyjścia z tej pułapki nie ma.
Dlaczego to była pułapka? Przede wszystkim dlatego, że dała krajom południa złudzenie silnej, „niemieckiej” waluty. Kraje te – Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania – mogły nagle zadłużać się bardzo tanio i bez ograniczeń. Z czego korzystały ochoczo – dziś Włochy mają niemal 2 biliony euro długu, tyle samo co Niemcy. Jednocześnie zamykano lokalny przemysł, importując towary z kwitnących eksportowo Niemiec, których produkcja – dzięki euro – znacznie potaniała.
Niektórzy twierdzą, że w projekt euro celowo wpisano pułapki, by wywołać kryzys – który z kolei pozwoli na odebranie państwom narodowym jeszcze większej części ich suwerenności. Jeżeli tak było, to plan wymknął się spod kontroli. Bo nie oszukujmy się – czeka nas dekada, może więcej, spłacania długów i drukowania pieniędzy. No i jednak – długofalowo – jest to cios w Unię Europejską. Dziś tego nie widać, ale Unia też taka sama nie pozostanie. Miejmy nadzieję, że będzie mniej utopijna.
![]() | Jacek Karnowski |