Istotą życia chrześcijanina jest doświadczenie zjednoczenia z Bogiem, a nie efekty nadzwyczajne - mówi ks. prof. Marek Tatar, teolog duchowości, w rozmowie z Ireną Świerdzewską.

Nie tylko sekularyzm, ale też wypaczenia chrześcijańskiej gorliwości oddalają od wiary. Jak duży problem stanowią w Kościele katolickim?
Nie da się określić skali problemu, jakim jest wypaczanie chrześcijańskiej gorliwości, podobnie jak nie da się oszacować społeczności wierzących o zdrowej religijności. Trzeba wykazać ostrożność w ocenie pojawiających się nowych zjawisk; sytuacja jest dość złożona. Komisja Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski wydała dokument „O właściwym rozumieniu chrześcijańskiej religijności”. Zwraca on uwagę na problem zindywidualizowanego sposobu odniesienia do religii i oddzielania religii od wiary. Pojawiły się tendencje traktujące religijność urzędowo jako przynależność do instytucji Kościoła. Z drugiej strony akcentuje się indywidualne, subiektywne przeżywanie wiary, odłączając ją od instytucji. W niektórych powstających ruchach czy grupach rodzi się pewna niespójność w postawach religijnych.
Czym jest i z czego wynika takie zindywidualizowane przeżywanie wiary?
W postawach bardzo wielu ludzi jest duża niechęć do identyfikowania się z wszelkimi instytucjami, nie tylko z Kościołem. Na tym tle pojawia się mocno zindywidualizowany sposób przeżywania wiary. Mamy tu do czynienia ze stylem religijności i przeżywania wiary, na który wskazywał papież Benedykt XVI – absolutyzacją wolności. Pojawiają się więc stwierdzenia: „wiara to moja prywatna sprawa”, „wiara to moja indywidualność”. Ma miejsce bardzo mocne emocjonalne przeżywanie wiary i opieranie jej na przeżyciu własnego doświadczenia. Widać tu zbieżność z elementami charakterystycznymi dla protestantyzmu. Dotykamy kwestii braku bardzo ważnego elementu formacji katolickiej, jakim jest zintegrowanie wewnętrznych doświadczeń z zewnętrznymi praktykami.
Dokument Komisji Nauki Wiary zwraca uwagę na zabobonne przeżywanie religijności. To znaczy jakie?
W przeżywaniu religijności pewnym praktykom nadaje się magiczne znaczenie. Przykładem może być wypaczenie kultu relikwii świętych. Relikwie zaczynają być traktowane jak talizmany zapewniające zdrowie czy pomyślność w sprawach doczesnych. Tymczasem święci są pośrednikami między nami a Jezusem Chrystusem, a nie sprawcami czegokolwiek. To Bóg działa dzięki ich posłannictwu. Kiedy modlimy się w obecności relikwii, zwracamy się do wstawiennictwa świętych. Rozważając ziemskie dzieje błogosławionych i świętych, przypatrujemy się swojemu życiu, by je przemieniać.
Zabobonnym przeżywaniem religijności jest też upatrywanie skuteczności modlitwy w liczbie praktyk religijnych, a nie w Bożej mocy.
Gdzie więc jest granica między opieraniem wiary na cudownych wydarzeniach a zdrową religijnością?
Trudno jest wytyczyć sztywną granicę. Istotne jest rozeznanie, czy mnie interesuje samo zjawisko, sam zachwyt nim, czy to, że ma ono prowadzić mnie do Boga, pobudzać moją pobożność. Trzeba postawić sobie pytanie, czy Msza Święta w moim parafialnym kościele mi wystarcza, czy szukam nadzwyczajnych przeżyć na tzw. Mszach o uzdrowienie. Każda Eucharystia jest spotkaniem z Chrystusem uzdrawiającym. Oczywiście może być ze specjalną intencją o uzdrowienie, ale nie może dokonywać się to w pewnym automatyzmie wynikającym ze specjalności „Mszy o uzdrowienie”. Przede wszystkim ma wynikać z wiary Kościoła i z wiary człowieka, który do Chrystusa się zwraca.
Prowadząc wykłady z zakresu mistyki, zajmując się zjawiskami nadzwyczajnymi typu stygmaty, lewitacje, poznanie prawdy wewnętrznej, podkreślam, że w nauce – jaką jest mistyka – rozpatruje się je „na końcu”. Tych zjawisk jest dość dużo, ale istotą życia chrześcijanina i jego rozwoju jest doświadczenie zjednoczenia z Bogiem, a nie efekt nadzwyczajny, który by zachwycał czy w jakiś sposób szokował.
Z miejsc świętych czy miejsc objawień maryjnych pielgrzymi przywożą źródlaną wodę, ze spotkań z charyzmatykami – poświęconą egzorcyzmowaną sól. Jak z tego korzystać?
Z pewnym dystansem należy podchodzić do tego typu poświęconych rzeczy czy przedmiotów. Nie upatrujmy w nich magiczno-cudownego działania. Niech korzystanie z nich będzie powiązane ze zwróceniem się do Pana Jezusa z prośbą o łaskę uzdrowienia czy wspomożenia w chorobie.
Rozpowszechnione jest przywożenie oleju św. Szarbela z sanktuarium w Libanie. Namaszczenie olejem nie uzdrawia, tylko Chrystus uzdrawia. Nie należy też utożsamiać namaszczenia olejem z przyjmowaniem sakramentu namaszczenia chorych.
Jak należy odnosić się do nawiedzania miejsc objawień prywatnych czy korzystania z lektur wizjonerów o takich objawieniach?
Objawienia prywatne budzą pewne kontrowersje, stają się pogonią za sensacją, jeśli wprowadzają niezgodność tego, co przekazują, z prawdami wiary wynikającymi z publicznego objawienia. To znaczy, kiedy stają się ważniejsze niż to, co w osobie Pana Jezusa przekazał nam Pan Bóg. Święty Jan od Krzyża zaleca daleko idącą ostrożność wobec takich objawień.
Współczesny człowiek często porusza się między dwiema skrajnościami: odrzucaniem piekła albo nadmierną wiarą w obecność szatana. Czym to może skutkować?
Zdarza się, że w ciągu dnia osoby wierzące częściej wypowiadają słowo „szatan” niż słowo „Bóg”. Wydaje się takim osobom, że szatan jest wszechobecny, wszędzie ma swoje macki i moc działania. Istniejące w świecie zło często tłumaczone jest właśnie pandemonizmem albo pansatanizmem.
Nauka Kościoła mówi, że ani zniewolenie demoniczne, ani działanie szatana nie może dokonać się bez przyzwolenia człowieka. Szatan ma wiedzę o Bogu, jak wynika z Ewangelii (Mk 1, 24). Tymczasem my żyjemy na fundamencie wiary. Niezwykłe jest to, że łaska wiary jest silniejsza niż wiedza szatana. Wobec naszej wiary szatan staje się bezsilny. Wypowiadając często słowo „szatan”, poszukując, gdzie on może być, jak może działać, możemy w pewien sposób oddawać duchowi nieczystemu pole do działania poprzez nasze zainteresowanie nim. Jednocześnie ograniczamy Boże działanie w naszym życiu.
Takie obsesyjne zachowania człowieka bardzo mocno koncentrują się na postawach lękowych i poczuciu zagrożenia.
Czym jest pokusa manichejska, o której mówi dokument KEP?
Z taką pokusą zmagał się nawet św. Augustyn. Jest nią postrzeganie jako zło wszystkiego, co materialne. Przekonanie, że stworzony świat jest zły ze swej natury, a nasze działanie zdeterminowane jest dziedzictwem grzechu pierworodnego. To błędne myślenie wynika z niewiary w dobroć Boga; zapominania, że to Pan Bóg stworzył materię jako dobro.
Obok manicheizmu pojawiły się kolejne zagrożenia, jakimi są gnostycyzm i pelagianizm. Gnostycyzm to złudzenie, że religijność możemy zredukować do wiedzy religijnej, a jej posiadanie wystarcza do zbawienia. W teologii duchowości nazywa się to pychą wiedzy. Znam wielu ludzi, którzy mają ogromną wiedzę na temat chrześcijaństwa i katolicyzmu, a są osobami niewierzącymi.
Pelagianizm to przeświadczenie, że swoim wysiłkiem, własną pracą zdobędę świętość. Przejawia się w przesadnym zaufaniu sile własnej woli, poleganiu na sobie, skupieniu się na wypełnianiu aktów religijnych, bez uznawania działania łaski Bożej i współpracy z nią.
Jak więc praktykować wiarę chrześcijańską, żeby nie zbłądzić?
Bardzo mocno oprzeć się na słowie Bożym, życiu sakramentalnym, nauczaniu Kościoła i głębokiej modlitwie. Obok lektury Pisma Świętego zachęcam do czytania Katechizmu Kościoła Katolickiego i objaśnień katechizmowych. Święci kierowali się piękną i prostą zasadą: Pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, ale ufaj tak, jakby wszystko zależało od Boga.
Trzeba mieć świadomość tego, że mamy rozwijać się intelektualnie i duchowo. Jednocześnie mieć świadomość prawdy o sobie i o Bogu, co rodzi prawdziwą pokorę wobec wielkości i wszechmocy Boga. Dokument wydany przez episkopat Polski przypomina i podkreśla prostą wiarę i wiarę rozwijaną poprzez zdobywanie wiedzy. Często u ludzi, którzy nie mają wykształcenia teologicznego, działa łaska wiary, dająca poznanie Boga. Znakomitym przykładem jest św. Faustyna, która ukończyła trzy klasy szkoły podstawowej.
Bardzo potrzebna jest dziś formacja dorosłych, nie tylko kursy, gdzie zdobywaliby teologiczną wiedzę. Potrzeba też, by korzystali z pomocy dobrych kierowników duchowych i spowiedników.