Czekają ich ciężkie warunki, wiele niedogodności, ale też cudów i łask. Pielgrzymi Miłosierdzia Bożego przemierzyli setki kilometrów, modląc się i pokutując.
Każdego roku latem lub wiosną Pielgrzymi Miłosierdzia Bożego wyruszają w drogę. Dokąd mają iść – to zawsze rozeznają jakiś czas wcześniej w Niepokalanowie. Do tej pory byli już na czterech kontynentach, przemierzyli kilkadziesiąt krajów. Teraz ruszają w trasę przez Niemcy w znaku krzyża, co będzie ich siedemnastą dużą pielgrzymką.
Tę niezwykłą wspólnotę tworzą 22 osoby – 20 mężczyzn i 2 kobiety. Byli gangsterzy, przemytnicy, narkomani, osoby dawniej borykające się z głębokimi uzależnieniami. Każdy z nich kiedyś osiągnął martwy punkt, gdzie nie było już nic – nic oprócz Boga. Ludzie w różnym wieku, z różnym wykształceniem i o różnym statusie społecznym, pochodzący z różnych miast – większość z nich z województwa zachodniopomorskiego, ale również z Warszawy, Krakowa i Łodzi. Osoby mające rodzinę, a także samotne.
– Łączy nas doświadczenie absolutnej bezsilności, takiego punktu w życiu, do którego jak się dojdzie, to nie ma już nic, nawet nadziei. To są te ślepe uliczki bez Boga. I wtedy zostaje krzyk serca: „Jezu, ratuj!” – mówi współzałożyciel wspólnoty Roman Zięba.
Historia wspólnoty wiąże się z nawróceniem jej twórcy. Wszystko zaczęło się w 2010 r. Roman Zięba pracował wówczas na ważnym stanowisku w amerykańskiej korporacji w Polsce. Pewnego dnia jego życie diametralnie się zmieniło. Trafił do więzienia za przemyt.
W więzieniu poczuł absolutną bezsilność. W tym miejscu po raz pierwszy w życiu zwrócił się ku Bogu. Kiedy wyszedł na wolność, nie miał z czego żyć, jak funkcjonować. Postanowił wyruszyć w pieszą pielgrzymkę. Po prostu spakował plecak i bez pieniędzy poszedł do Rzymu, by spytać Jana Pawła II na jego grobie, co dalej.
Od tamtej pory co roku pielgrzymuje, zaczął także pisać ikony, czym zajmuje się do dziś. W późniejszym czasie znalazły się inne osoby z trudną przeszłością, które, gdy dowiedziały się o takim stylu życia, chciały do Romana Zięby dołączyć. Utworzyła się grupa, która nie przestawała się rozrastać.
ZAWIERZENIA I ROZTROPNOŚĆ
W ich pielgrzymkach najważniejsza jest ufność wobec Boga w połączeniu z mądrym przygotowaniem do drogi. Jak mówi nieformalny lider grupy, w pakowaniu się trzeba znaleźć złoty środek i uczyć się na błędach. Odpowiednie buty, krzyż do ręki, czasem dzienniczek, Pismo Święte czy panele solarne do ładowania telefonu. Zgodnie z przyjętą zasadą pątnicy starają się pakować do plecaka nie więcej niż 13 kg.
– Ludzie, kiedy widzą, że nie jesteś turystą, tylko człowiekiem w drodze duchowej, potrzebującym wsparcia, pomagają. Na trasie trzeba wielokrotnie zdawać się na tę pomoc – zdarzają się choroby, kontuzje, utrata lub zniszczenie części sprzętu. I trzeba, ufając, iść dalej. Największym skarbem jest doświadczyć tej Bożej opieki i tego, że człowiek nigdy nie jest sam – mówi Roman Zięba.
Wyruszają zwykle w kilka osób, a w drodze trzymają się trzech zasad. Wszystkie dotyczą trwania razem w grupie: wspólny i równy trud, wspólne spożywanie posiłków, a także codzienne wspólne modlitwy.
Chociaż przemierzają tysiące kilometrów, to w ich wędrówce nie chodzi o spektakularne wyczyny, dalekie kraje lub fizyczne wyzwania. Pątnicy zgodnie podkreślają, że wędrowanie, nierzadko w skrajnych warunkach, pozwala zbudować relację z Bogiem opartą na szczerym zawierzeniu.
MODLITWA NÓG
– Jestem trenerem, uprawiam sporty walki. Zawsze chciałem opierać się na sile, by móc kiedyś bronić mojej mamy. Bóg często to burzył i w czasie pielgrzymek budował innego mnie. Kiedy w drodze przychodzi ból, bezsilność i człowiek przestaje kontrolować sytuację, rodzi się przestrzeń dla Niego. To światło trzeba przełożyć później na codzienność – przyznaje Marek Sidło.
– Dla nas jest ważne, by doświadczyć modlitwy nóg, spotkać ludzi w różnych miejscach, dać im świadectwo. Pielgrzymka jest swego rodzaju pretekstem do wejścia w relację z Bogiem tu i teraz, sam na sam, gdzie niepotrzebne są żadne wielkie rekwizyty. W życiu codziennym mamy wiele pokus, skupiamy się na gromadzeniu dóbr. Jest milion czynności, które nas uzależniają od różnych systemów. Droga uczy, że musisz zdać się na Boże prowadzenie – tłumaczy Roman Zięba.
Taka pielgrzymka uczy prostoty i otwarcia serca oraz wsłuchiwania się w drugiego człowieka, co on ma do powiedzenia, kim jest. Przede wszystkim jednak uczy tego, że nigdy nie jest beznadziejnie, a chrześcijanin nie może być pesymistą.