Ważni ludzie polskiego sportu nie mają spokoju tej wiosny.

Z różnych przyczyn mierzą się z bardzo trudnymi chwilami. Iga Świątek po zmianie trenera miała zacząć wspinaczkę. Jej celem oczywiście miał być powrót na szczyt listy tenisistek. Na razie ten szczyt wcale się nie przybliża. W zespole naszej gwiazdy panuje atmosfera daleka od idealnej. Nie może być jednak inaczej. Polska tenisistka gra w kratkę, a przed nią wielkie wyzwania. Na pewno Idze przydałaby się teraz ogromna dawka spokoju. Problem w tym, że nie ma na to szans. Wchodzi bowiem w taki moment sezonu, gdy wszyscy będą od niej oczekiwali coraz lepszej gry. I zwycięstw. 25 maja wystartuje turniej French Open. We Francji Świątek triumfowała już czterokrotnie, jest niepokonana na kortach imienia Rolanda Garrosa od 2022 r. Trzy zwycięstwa z rzędu w tym turnieju oznaczają tylko jedno – za kilka tygodni znów będzie stawiana w gronie głównych kandydatek do sukcesu. I na pewno czekają ją arcytrudne pojedynki w obronie tytułu.
Trudne rozmowy i jeszcze trudniejsze decyzje ma za sobą Adam Małysz. Zmiana trenera kadry skoczków narciarskich na rok przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi była mimo wszystko zaskoczeniem. Thomas Thurnbichler nie miał ostatnio dobrej prasy, a po zwolnieniu Austriaka gorzkich słów pod jego adresem nie szczędził m.in. Dawid Kubacki. To wszystko pokazuje, jak ciężka i toksyczna była atmosfera w naszej kadrze. I prezes Małysz od dawna zdawał sobie z tego sprawę. Śmiem twierdzić, że polskie skoki na tak ostrym zakręcie nie były od bardzo dawna. Ten fakt martwi ogromnie. Igrzyska za pasem, a my o dobrych występach i walce o olimpijskie medale nie mamy dziś prawa nawet marzyć. Tych trudnych chwil było tak wiele, że powrót do normalności może nieco potrwać.
Normalności i spokoju nie ma też w Polskim Związku Piłki Nożnej. Klimat wokół reprezentacji jest taki sobie. Prezes próbował walczyć o miejsce we władzach UEFA – skończyło się klapą. Przekładany wielokrotnie mecz o Superpuchar Polski był antyreklamą poważnego futbolu. I w takiej to atmosferze będziemy czekali na czerwcowe wybory nowego szefa polskiej centrali piłkarskiej. Tu i ówdzie mówi się, że w szranki z Cezarym Kuleszą stanie Paweł Wojtala. Ba! Nie tylko stanie, ale i spróbuje pokonać obecnego prezesa PZPN. Oczywiście próbować zawsze warto. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. A gdy człowiek pojedzie w Polskę, to usłyszy, że wielu piłkarskim działaczom obecny układ po prostu pasuje. Kasa w miarę się zgadza, kluby w Europie grają ostatnio nieźle, męska reprezentacja mimo wszystko punktuje, żeńska pojedzie na Euro. Czego chcieć więcej? Ano, przydałby się np. porządny plan rozwoju systemu szkolenia. Bo następców Roberta Lewandowskiego jakoś nie widać. I jeśli w tym kierunku nadal będzie się robiło niewiele, to naprawdę trudne i smutne piłkarskie chwile dopiero przed nami.