Nie chodzi o szukanie pojedynczych winnych. Problem leży gdzie indziej. W środowisku piłkarskim jako całości.

Nie ma drugiego takiego kraju w Europie. Na świecie pewnie też. Kraju, w którym kibice kochają piłkę nożną, za to ludzie ze środowiska… robią wszystko, by ten sport obrzydzić. Na gorąco tematu nie dotykałem. Sądziłem, że spojrzenie z dystansu będzie lepsze. Da pełniejszy ogląd sytuacji. Tak naprawdę nie powinienem napisać „ogląd sytuacji”, tylko „ogląd totalnego bałaganu”. Złożyło się na niego wiele czynników. Opaska kapitana reprezentacji Polski, rezygnacja z gry w kadrze Roberta Lewandowskiego, porażka z Finlandią w eliminacjach mistrzostw świata, odejście selekcjonera Michała Probierza. A wszystko to w sosie niepojętych zagrań, głupich zachowań i niepoważnych oskarżeń. Minione tygodnie dobitnie pokazały, jakim zaściankiem piłkarskim jest nasz kraj. Wystawić się na pośmiewisko – to na pewno potrafimy, i to znakomicie.
Przyznam się Państwu do czegoś. Przed bardzo istotnym dla układu eliminacji meczem w Helsinkach nie czułem nic. Zero emocji. Chciało mi się płakać i wyć z bezsilności. Bo działacze, trenerzy, piłkarze – wszyscy oni razem do spółki – odarli mnie ze wszystkiego, co najważniejsze. Kibicem reprezentacji Polski byłem i będę zawsze. Tak mnie wychowali kiedyś starsi piłkarze, kibice, ludzie kochający ten sport miłością bezwarunkową. Oczywiście świat, także ten piłkarski, nie jest idealny. Dlatego nie powinienem być aż tak naiwny.
A jednak jestem. Niemal przez całe swoje świadome życie jestem rodzajem naiwniaka. Wierzącego, że są rzeczy ważne, lecz są i te najważniejsze. Zawsze najważniejsze. Jak gra dla drużyny z orłem na piersi. I wszystko, co się z tym wiąże, powinno być po prostu najważniejsze. Nic innego nie powinno mieć znaczenia. Wszystko powinno być temu podporządkowane. Piłkarscy sztukmistrze znad Wisły pokazali mi jednak dobitnie, że takich jak ja mają w głębokim poważaniu. I nie będę wskazywał palcem, kto najbardziej zawinił. Nazwiska najczęściej pojawiające się w tym całym zamieszaniu to oczywiście Michał Probierz, Robert Lewandowski, Cezary Kulesza. Każdy z nich dołożył coś, by efekt był taki, a nie inny.
Nie chodzi jednak o szukanie pojedynczych winnych. Problem leży gdzie indziej. W środowisku piłkarskim jako całości. Jest ono w ogromnym stopniu przeżarte czymś złym. Czymś, co trudno nazwać. To środowisko, które nawet po tak kompromitujących sytuacjach jak te czerwcowe, nie umie – lub nie potrafi albo nie chce – w żaden sposób zareagować. W żaden. Dlaczego? Bo liczą się własne stołki i własne interesiki. Najważniejsza drużyna przegrywa istotne spotkanie z Finlandią, młodzieżówka kompromituje się na Euro. Trenerów kadry zmieniamy niemal najczęściej w Europie. Brakuje cierpliwości, strategii, pomysłów na rozwój. I co? Kiedy dochodzi do wyborów, to poprzedni prezes PZPN nie ma nawet jednego kontrkandydata. Dlaczego? Właśnie dlatego, że środowisko piłkarskich sztukmistrzów znad Wisły jest takie, a nie inne.