Kształtowanie charakteru człowieka to projekt długoterminowy, na rezultaty trzeba czekać wiele lat.

Jak wiemy, wizytówka to kartonik z danymi firmy lub osoby. Drugie znaczenie to „coś, co świadczy o cechach kogoś lub czegoś, zwłaszcza dodatnich”. Są rodzice traktujący dziecko właśnie jak świadczącą o nich wizytówkę. Tak powstaje swoisty „pryzmat”, gdzie sposób, w jaki oni postrzegają dziecko, jest odbiciem tego, jak inni z jego powodu postrzegają ich. Klasyczny przykład: maluch chcący krzykiem wymusić kupno lizaka. Wokół uśmieszki, komentarze, duży stres. „Co o mnie pomyślą?”. Rodzic „dziecka wizytówki” może tu polec: ustąpić albo wybuchnąć gniewem. W takich chwilach warto powtarzać sobie: dziecko nie jest częścią mnie; to odrębny człowiek, który jest w procesie wychowania, długim i żmudnym. Można nawet zrobić sobie tabliczkę, na wzór tych, które wiszą nad drzwiami studiów nagraniowych: „Cisza, trwa nagranie!”, zastępując to tekstem: „Spokojnie, trwa wychowanie”, i demonstrować ją otoczeniu z uroczym uśmiechem.
Pamiętam spotkanie, na którym występowaliśmy jako eksperci od wychowania, a nasz trzylatek był najbardziej nieznośnym dzieckiem w okolicy, awanturującym się, że „mieliśmy iść na gofry”. Kształtowanie charakteru człowieka to niełatwe zadanie i nikt rozsądny nie oczekuje, że będzie nieprzerwanym pasmem sukcesów. Ale przede wszystkim to projekt długoterminowy, a na rezultaty trzeba czekać, często wiele lat. To jak rzeźba czy piękny obraz, które konsekwentnie, krok po kroku, małymi pociągnięciami pędzla czy precyzyjnymi uderzeniami dłuta formowane są nieraz miesiącami. Patrzący z boku widzą jedynie chaos, niewyraźne kształty albo mocno niedoskonałą formę
postaci, wyłaniającej się tu i ówdzie z kawałka drewna czy marmuru. Ale artysta ma w głowie cel, do którego cierpliwie zmierza, nie przejmując się opiniami widzów. Gdyby postawił na szybki efekt, nie dając np. wyschnąć poprzedniej warstwie farby, prawdopodobnie wszystko by zepsuł.
Nie traktujmy więc naszych dzieci jak wizytówek, które mają dobrze o nas świadczyć tu i teraz. Naszą prawdziwą wizytówką nie jest to, co robią nasze dzieci, lecz to, co my sami z tym robimy. Zbytnia troska o to, co też ludzie o nas pomyślą albo powiedzą, może sprawić, że nasze dziecko będzie się czuło jak karteczka, której jedyną rolą jest świadczenie o „dodatnich cechach” swoich rodziców.



Co? Gdzie? Kiedy?


