Złe funkcjonowanie publicznej służby zdrowia jest w interesie prywatnych instytucji medycznych - mówi prof. Bogdan Chazan w rozmowie z Ireną Świerdzewską

Lekarze nie muszą już wyjeżdżać do pracy za granicę? Płace w Polsce są satysfakcjonujące?
Lekarze wyjeżdżali także z powodu niezadowalającej organizacji pracy, obciążeni biurokracją. Dziś płace są satysfakcjonujące. Od kilku lat rosną, od 2022 r. – o 45 proc. Obecnie średnia miesięczna pensja lekarza na etacie wynosi 22 tys. zł brutto, na kontrakcie – 25 tys. zł. Prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych w magazynie „Rynek Zdrowia” poinformował, że w Polsce niektórzy lekarze na kontraktach zarabiają bardzo dużo: 450–500 lekarzy ponad 100 tys. zł miesięcznie w przeliczeniu na jeden etat w jednej placówce. Można sądzić, że więcej, bo prawo w Polsce zabrania zbierania informacji, ile lekarz zarabia na kontraktach w różnych placówkach. Dysproporcje są duże, nieuzasadnione i niesprawiedliwe.
Medycy zarabiają lepiej – czy to się przekłada na lepszy dostęp do specjalistów, krótsze oczekiwanie na zabiegi?
Kontrakty skutkują fragmentaryzacją zatrudnienia. Lekarz rano pracuje w jednym szpitalu, po południu jedzie do innej placówki, a potem do kolejnej. Jest bardzo zmęczony, czasami przypłaca to chorobą czy nawet śmiercią na dyżurze. Nie identyfikuje się z daną placówką, co nie sprzyja ani efektywnej pracy, ani dobrej jakości opieki medycznej. Jeżeli pacjent widzi na obchodzie codziennie innego lekarza, słabo orientującego się w jego stanie, zmieniającego koncepcje leczenia, to wpływa negatywnie na jego samopoczucie i stan.
Na jakość opieki wpływ ma też za mała liczba lekarzy. W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada średnio 2,4 lekarza, w Europie – 3,8 lekarza. Brakuje ich zwłaszcza w publicznej służbie zdrowia. Po zrobieniu specjalizacji młodzi lekarze wybierają spokojną, dobrze płatną pracę w korporacjach medycznych.
Wielu pacjentów korzysta z prywatnej służby zdrowia, płacąc jednocześnie składki w NFZ. Dlaczego więc służba zdrowia ma się coraz gorzej?
Prywatyzacja opieki medycznej objęła działy medycyny przynoszące wysokie dochody: stomatologię, okulistykę, chirurgię plastyczną. W publicznej służbie zdrowia zostały działy medycyny wymagające najwyższych nakładów: intensywna opieka medyczna, izba przyjęć, interna, chirurgia, pediatria. Są one słabo wycenione przez NFZ. W Polsce prywatyzacja opieki medycznej, która miała uzupełniać opiekę medyczną w ramach powszechnego ubezpieczenia, przyczyniła się do pewnych nieprawidłowości. Niektórzy twierdzą, że doszło do faktycznego bankructwa systemu opieki zdrowotnej w Polsce, co objawia się długimi kolejkami do specjalistów i rosnącym zadłużeniem szpitali, zwłaszcza powiatowych.
Publiczna służba zdrowia ma się coraz gorzej także z powodu zbyt niskiej składki zdrowotnej, dużo niższej niż w innych krajach Europy. Kolejną przyczyną jest nieprawidłowa organizacja szpitali. Mamy za dużo szpitali w Polsce, ze wskaźnikiem liczby łóżek jednym z najwyższych w Europie. Uważam, że zaniedbano sprawę koordynacji opieki otwartej i zamkniętej. Szpitale i przychodnie kiedyś były zespołami opieki zdrowotnej, teraz działają odrębnie, nie komunikując się ze sobą.
Priorytetem stał się zysk ekonomiczny, nie jakość opieki i zadowolenie pacjentów. Z tego powodu w oddziałach sztucznie przedłuża się hospitalizację, mnoży rozpoznane choroby, ponieważ NFZ uzależnia wypłatę środków od określonych warunków, m.in. od czasu hospitalizacji, który nie zawsze jest medycznie uzasadniony. Doszło do tego, że szpitale zatrudniają specjalistów od pisania sprawozdań do NFZ, by zrealizować skomplikowane formalne oczekiwania tej instytucji.
Lekarz i pielęgniarka zmuszeni są do wypełniania mnóstwa formularzy, nie zawsze użytecznych, co zabiera czas, który mogliby poświęcić pacjentom. Nie ma sekretarek medycznych. W poradni lekarz na jedną wizytę ma 15 minut. Uważam, że potrzebna jest gruntowna reforma opieki zdrowotnej.
Jeśli mamy za dużo szpitali, to dlaczego tak długo czekamy na leczenie?
Powody są różne. Jest to przede wszystkim brak lekarzy, ograniczenia finansowe wynikające z wielkości kontraktów z NFZ, nieprawidłowej wyceny procedur, konieczności wydatkowania prawie całych przychodów na zwiększające się uposażenia pracowników. Z drugiej strony, nieprawidłowe wykorzystanie możliwości placówek opieki zdrowotnej, brak współpracy szpitali wynikający z dużej liczby ich organów założycielskich. Przy stałym nacisku na wydatki związane z medycyną naprawczą nie wystarcza środków na programy profilaktyczne.
Czy zmieniające się rządy i samo środowisko medyczne są zainteresowane reformą służby zdrowia?
Nie jestem przekonany, że tak jest. Wszyscy mają świadomość, że ze służbą zdrowia źle się dzieje, ale nikt nie ma odwagi na radykalną reformę. Ze strony Ministerstwa Zdrowia to czasem brak kompetencji, akcyjność, bezczynność lub aktywizm. Doraźne potrzeby polityczne bywają ważniejsze niż interes społeczny. Niestety, istnieje również niechęć pewnych środowisk medycznych do gruntownych zmian. Ograniczana jest liczba miejsc specjalizacyjnych w różnych dziedzinach medycyny, aby specjalistów nie było zbyt wielu. Chodzi o podział „tortu” specjalistycznych usług medycznych między małą liczbę medyków. Ktoś powiedział, że złe funkcjonowanie publicznej służby zdrowia jest w interesie prywatnych instytucji medycznych.
Istnieje wiele toksycznych związków między opieką prywatną i państwową. Gabinet prywatny prowadzony przez lekarza ordynatora nie może zastępować szpitalnej poradni konsultacyjnej. Ma inne zadania i cele. Zastanowiłbym się nad praktyką teleporad. Lekarz nie widząc pacjenta, ma wypisać receptę, wystawić płatne zwolnienie. To groźna dla pacjentów i lekarzy dehumanizacja medycyny. Wskazana byłaby zmiana systemu zatrudniania lekarzy, przyjęcie formy etatów jako podstawowej. Kontrakty, jeżeli mają być pozostawione, wymagałyby uporządkowania, by skończyć z nieuzasadnioną fragmentaryzacją zatrudnienia i zlikwidować kominy płacowe, będące powodem konfliktów w zespołach medycznych.
Jak Pan Profesor ocenia obecne przygotowanie do zawodu lekarza?
Ostatnio, ze względu na brak lekarzy w Polsce, zostały uruchomione szybkie ścieżki uzyskiwania prawa wykonywania zawodu dla lekarzy z zagranicy, m.in. z Ukrainy. Powstały liczne nowe wydziały lekarskie, także w mniejszych ośrodkach. Potrzebujemy więcej lekarzy, ale należy dołożyć starań, żeby jakość szkolenia była nadal wysoka. Mało jest zajęć praktycznych, nie przywiązuje się należytej wagi do pracy z pacjentem, do umiejętności zbierania wywiadu, nawiązywania kontaktu, rozmowy. Za mało poświęca się uwagi kształceniu osobowości, wychowaniu młodego medyka. Kandydatów na studia medyczne przyjmuje się przez rekrutację prowadzoną wirtualnie, bez egzaminów, bez bezpośredniej rozmowy z nimi. Bywa, że na trzecim roku medycyny, kiedy zaczynają się zajęcia z chorymi, okazuje się, że student nie ma predyspozycji do wykonywania zawodu.
Ważne jest, żeby lekarzy wychowywać, kształtować u nich wrażliwość, współczucie, jeśli nie nauczyli się tego w rodzinie. Przede wszystkim powinni być dobrze wyedukowani, ale też wrażliwi na cierpienie, nienegujący sensu powołania lekarskiego czy zawodowej misji. Istotne, by potrafili rozmawiać z chorym, a nie tylko wypełniać dziesiątki formularzy. Dziś nie funkcjonuje w edukacji przyszłego lekarza wzorzec relacji mistrz-uczeń. Wydaje się też, że brakuje entuzjazmu, zapału do medycyny, które charakteryzowało moje pokolenie. Cóż, inne czasy, inni ludzie.
Prezydent podpisał ustawę o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Jak Pan Profesor to ocenia?
Na decyzji o poparciu ustawy zaważył fakt, że reforma szpitalnictwa stanowi kamień milowy, bez którego do polskich szpitali nie trafią środki z KPO w wysokości 8 mld zł. Uważam, że decyzja pana prezydenta jest słuszna, nie tyle z powodu KPO, co ze względu na zdrowy rozsądek. Nowelizacja przewiduje możliwość łączenia szpitali przez samorządy, zmiany organizacji szpitali mające na celu uniknięcie dublowania się zakresu kompetencji blisko siebie leżących placówek lub pojedynczych oddziałów szpitalnych. Powinno to zmniejszyć koszty, lepiej wykorzystać nakłady finansowe i poprawić jakość opieki medycznej. Rzeczywiście sensowność utrzymywania jednoimiennych oddziałów szpitalnych z pełną obsadą dyżurów, zabezpieczeniem gotowości pracy bloków operacyjnych przy małej liczbie pacjentów i procedur jest ekonomicznie nieuzasadniona. Jest również niebezpieczna dla pacjentów, kiedy personel medyczny rzadko ma do czynienia z ciężkim powikłaniem i nie ma koniecznego doświadczenia w radzeniu sobie z nim. Personel medyczny niepotrzebnie opłacany przyda się np. w szpitalu obok.
Kolejne rządy i samorządy nie są zainteresowane głęboką reformą służby zdrowia. Nie trzeba się bać podejmowania decyzji, które na pierwszy rzut oka wydają się niepopularne, mogące przyczynić się do utraty głosów w następnych wyborach. Przeprowadzona konsekwentnie i sensownie naprawa systemu opieki zdrowotnej jest w interesie nie tylko tego pokolenia, ale i przyszłych.


Co? Gdzie? Kiedy?



