Pierwsze tygodnie roku szkolnego to czas zebrań z rodzicami i trudny wybór trójek klasowych. Skąd niechęć do pełnienia tej funkcji? I czy obecnie nie warto brać spraw we własne ręce?

Wybory do trójki klasowej są dobrowolne. Chętnych zwykle brak. W pokojach nauczycielskich krąży żart: „Zapadła cisza jak na wyborach do rady rodziców”. Dla uczestników wywiadówek – po obu stronach katedry – to kłopotliwy moment. Rodzice uciekają wzrokiem, a wychowawczyni ogłasza pół żartem, pół serio: „Proszę państwa, nie wyjdziemy, dopóki nie wybierzemy”. Trójka „ochotników” wreszcie się pojawia, pozostali oddychają z ulgą…
SŁUPY I AKTYWIŚCI
Jak twierdzi Urszula Wysocka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Zielonce, z roku na rok kryzys się pogłębia. – Coraz mniej rodziców chce angażować się w życie szkoły, a ci, którzy są, mają coraz mniejszy entuzjazm do pracy. Trochę to rozumiem, bo ludzie teraz dużo pracują, a jeśli mają wolny czas, wolą go spędzić w inny sposób niż na kiermaszach, rozliczając wycieczki czy odpowiadając na wiadomości, a czasem i pretensje ze strony innych rodziców – mówi.
– Kiedy córka była w szkole podstawowej, sama zgłosiłam się do rady. Chciałam proponować jakieś ciekawe wydarzenia, inicjatywy i atrakcje. Poza tym wolałam mieć wpływ na funkcjonowanie szkoły, gdyby miały być do niej przemycane jakieś niepokojące treści. Każdego roku chętnych było jednak coraz mniej – wspomina Anna Kowalska, mama dwóch córek. – W szkole średniej nie miałam już czasu na takie działania, ale w tym wieku dzieci są już bardziej samodzielne. Wpisano więc na listę „ludzi słupy”, żeby zgadzało się w dokumentacji, ale zapewniono ich, że nic nie będą musieli robić.
Zdaniem Moniki Wójcikiewicz, mamy nastolatka, młodzież jest już w stanie poradzić sobie z organizacją wycieczki do teatru czy zbiórką funduszy na prezent na Dzień Nauczyciela. – W szkole podstawowej jest jednak wiele zadań do wykonania przez rodziców, i to nie tylko w swojej klasie. Jedna z osób wybranych do trójki klasowej dołącza do rady rodziców, a ten organ obejmuje działaniem całą szkołę, więc możliwości, aby się wykazać, jest wiele – wyjaśnia mama ucznia.
CO MOŻE RADA
Kompetencje rady rodziców reguluje Prawo oświatowe (art. 84). Jest ona integralnym podmiotem szkoły, działającym ściśle w jej strukturze i w jej ramach, a jej członkowie to demokratycznie wybrana grupa przedstawicieli rodziców wszystkich uczniów. Rada jest organem niezależnym, który powinien być w każdej szkole państwowej, a jej zadania są ściśle określone.
Jak wyjaśnia Urszula Wysocka, do głównych zadań rady należy uchwalanie programu wychowawczo-profilaktycznego, który wskazuje kierunki wychowania i sylwetkę absolwenta – czyli, najogólniej biorąc, to, jakiego ucznia chcemy wychować i jakie działania będą temu służyły. Nie jest to dokładny spis działań (takie są w planie szkoły), tylko ogólna wizja. – To jeden z ważniejszych dokumentów szkoły, który musi być uchwalony do 30 września w porozumieniu z radą pedagogiczną. Poza tym rada rodziców opiniuje też działalność stowarzyszeń działających w ramach szkoły, projekt planu finansowego dyrektora szkoły, może również oceniać pracę danego nauczyciela i występuje we wszystkich innych sprawach dotyczących funkcjonowania szkoły – dodaje pani dyrektor.
Pierwsze zebranie RR w nowym roku szkolnym zwołuje dyrektor szkoły. Ważne jest, aby do tego czasu rodzice zapoznali się z tym, co proponują pedagodzy, a jeśli są jakieś uwagi, to żeby zostały przedstawione i omówione. – Choć program jest zwykle ogólny, to czytając go, można się zorientować, w jakim kierunku będzie szła szkoła. Wolałabym mieć w tej sprawie wsparcie i głos rodziców. Dlatego dobrze, jeśli angażują się do tej działalności ludzie rozsądni i chętni do pracy społecznej. Nie warto zostawiać pola tym, którzy przyjdą tam z przymusu, bo tu można mieć naprawdę duży wpływ na funkcjonowanie szkoły – przekonuje Urszula Wysocka.
Pozostałe zebrania mogą odbywać się już bez dyrektora lub w ogóle mogą się nie odbywać. Choć, jak twierdzą pedagodzy, zawsze w społeczności rodziców znajdą się tacy „szaleńcy”, którym chce się organizować festyny, kiermasze, wycieczki, a także konkursy, zabawy karnawałowe – i zbierać na to wszystko środki finansowe. Z funduszy pozyskanych ze zbiórek RR może fundować nagrody książkowe dla wzorowych uczniów czy lody na koniec roku szkolnego.
Zdarza się i tak, że kiedy nie ma chętnych, ci, którzy się zgłosili, są mocno eksploatowani. – Nie jestem w radzie rodziców za karę, ale pojawił się wakat, więc się zgłosiłem. A kiedy córki dostały się do szkoły muzycznej, tam również zgłosiłem się do pracy. Zachęciło mnie to, że tamta rada rodziców sprawnie działa, bo najlepiej pracuje się tam, gdzie jest dużo osób zaangażowanych – mówi Adam Kudełka, który od kilku lat działa w dwóch samorządach klasowych i radzie rodziców.
ZRÓBMY COŚ EKSTRA
Chociaż działalność rady rodziców jest społeczna, czyli nikt nie otrzymuje wynagrodzenia za swoją pracę, to nie zawsze jest odbierana bezkrytycznie. Pojawiają się np. pytania, dlaczego rada rodziców z wpłat zebranych od wszystkich funduje szkole nowe ławki, pufy do kącika rekreacji czy laptopy. – Bo to jest dla naszych dzieci, a szkoła nie zawsze ma pieniądze na dodatkowe wydatki – wyjaśnia Adam Kudełka. – W tym roku na zestaw podręczników dla syna do szkoły średniej wydałem tysiąc złotych. Skoro szkoła podstawowa każdego roku zdejmuje z nas ten wydatek, to dołóżmy jej coś od siebie, bo subwencje oświatowe nie wystarczą na wszystko.
Adam Kudełka dodaje, że w ubiegłym roku stworzył na potrzeby szkoły ulotkę i hasło „Zróbmy dla naszej szkoły coś ekstra”, które miały zachęcić rodziców do wychodzenia ponad standardy, jakie gwarantuje szkoła. W ten sposób, dzięki wpłatom w wysokości średnio 50–150 zł od każdego ucznia na rok, udaje się zakupić coś ekstra.
– W ciągu ostatnich lat rada rodziców ufundowała naszej szkole stół do piłkarzyków, stół do ping-ponga, które nie są standardowym wyposażeniem szkoły, tylko atrakcją dla uczniów – chwali działalność RR dyrektor szkoły w Zielonce.
RODZICE MAJĄ MOC
– Działania społeczne w szkole byłyby dużo skuteczniejsze, gdyby rodzice nie musieli wykonywać zadań typu funkcja skarbnika klasowego czy organizowanie wszystkich wydarzeń szkolnych, tylko stali się partnerem w rozmowach z dyrekcją i gronem pedagogicznym o kształcie wychowania w danej placówce – twierdzi Monika Wójcikiewicz. – Poza tym będąc w społeczności szkolnej, wielu rodziców zaczyna rozumieć jej funkcjonowanie i mniej narzeka. Zaczynają widzieć, jaka jest konstrukcja budżetu, na co idą środki i na co ich brakuje. To buduje poczucie wspólnoty wokół szkoły.
Jak twierdzi Anna Kowalska, ludzie często sprowadzają działanie rady rodziców do zbiórek pieniędzy czy nawet podlizywania się nauczycielom. Jednak sens tego ciała jest znacznie głębszy. – Dziecko, które idzie do szkoły podstawowej, jest elastyczne jak plastelina i ważne jest, kto i w jaki sposób je formuje. Jeśli tylko przyprowadzamy je do szkoły i odprowadzamy z niej, pozostajemy dalecy od jej problemów i sposobu funkcjonowania. Będąc członkiem szkolnej społeczności, mamy wpływ na to, co się w niej dzieje – mówi Anna Kowalska.
Co istotne, dla dyrektora, który jest poddawany naciskom – obecnie coraz bardziej zideologizowanym – ze strony Ministerstwa Edukacji Narodowej, rada rodziców może być ważnym (ostatnim?) przyczółkiem. – Szkoła powinna być miejscem nauki i formacji, wspierającym wychowanie domowe, a nie przerabiającym na własną modłę – podkreśla Anna Kowalska. – A rodzice mają moc. Pytanie, czy odpowiednio ją wykorzystają w interesie ogółu, a zwłaszcza w interesie dzieci.

Co? Gdzie? Kiedy?



