„Dziś najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Nie mam już nic” – zanotował hrabia Władysław Zamoyski, kiedy pod koniec życia przekazywał państwu niemal cały swój majątek. Między innymi Morskie Oko i okolice.
Zanim jeden z najpiękniejszych zakątków Polski mógł stać się własnością państwa, Władysław Zamoyski musiał stoczyć długie batalie sądowe. Rozgłos zyskała rozprawa, którą dzięki jego inicjatywie rozpoczął sąd rozjemczy. Miał rozstrzygnąć, czy okolice Morskiego Oka należą do Galicji, czy do Węgier. Spór był więc prowadzony między podmiotami tej samej monarchii austro-węgierskiej.
Członkowie sądu przybyli 4 września 1902 r. w okolice Morskiego Oka, żeby dokonać ekspertyzy terenu. Wizyta zakończyła się kolacją i noclegiem w tamtejszym schronisku. Władysław Zamoyski, właściciel tych ziem, był oczywiście obecny. Chciał spać na miejscu, ale już nie było łóżek. Zamoyski, zwany czasem z powodu ekscentrycznych zwyczajów „dziwnym hrabią”, położył się na stole. Znajdujący się również wśród uczestników tego wydarzenia Jan Kasprowicz, znany poeta młodopolski, o chłopskim pochodzeniu, mocno związany już wówczas z Tatrami i Zakopanem, także przygotowywał się do spoczynku. „A gdzie pan będzie spał?” – spytał go Zamoyski. „Może polski hrabia spać na stole, to może polski chłop spać na podłodze” – odparł Kasprowicz i ułożył się do snu tak, jak zapowiedział. Podobno Zamoyski wstał rześki, a Kasprowicz – obolały. Hrabia był przyzwyczajony do spania na biurku; praca zatrzymywała go często do późnych godzin nocnych, więc decydował się czasem zamiast od biurka wstać, po prostu się na nim położyć.
ZAKOPANE NASZE
Władysław Zamoyski znany był z tego, że nie miał niemal własnych potrzeb. Takie otrzymał wychowanie od ojca, także Władysława, generała i działacza patriotycznego, i matki Jadwigi, służebnicy Bożej i propagatorki wychowania dzieci w duchu służby ojczyźnie. W 1880 r., kiedy 26-letni Władysław odziedziczył majątek w Kórniku w Wielkopolsce, dowiedział się z testamentu, że ma on służyć „pożytkowi i chwale narodu, a nie rodziny”. Odziedziczył działające tam bibliotekę, muzeum, instytucje naukowe i wydawnicze, a razem z nimi tradycję, że elity społeczne niosą brzemię odpowiedzialności za naród.
Wierność „sprawie narodowej” sprawiła, że Władysław Zamoyski w 1889 r. nabył zakopiańskie dobra. Poprzedni właściciel tak eksploatował lasy tatrzańskie, że mieszkańcy Zakopanego stali się ofiarami powodzi. Po jego bankructwie do licytacji stanął Goldfinger, właściciel dwu papierni, co źle wróżyło przyszłości tamtejszych drzew. Żeby ratować przyrodę i uchronić polskie Tatry przed wpadnięciem w obce ręce, Zamoyski zdecydował się wziąć udział w licytacji. Reprezentował go prawnik Józef Rettinger.
Dramatyczny przebieg licytacji opisał sam Henryk Sienkiewicz: „Walka staje się coraz straszliwszą. Czterysta trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt! Głos zamiera Goldfingerowi, gdy wreszcie wyrzuca z piersi słowa: – Czterysta pięćdziesiąt pięć tysięcy! – Czterysta sześćdziesiąt – mówi nieubłagany Rettinger. – Po raz pierwszy!… – Cisza. – Po raz drugi. (…) – I po raz trzeci! – rozlega się suchy głos urzędnika”. Zamoyski tak pisał o tym do matki: „Zakopane, po zaciętej walce, nasze. Strasznie się wszyscy cieszą. (…) dziennikarze roztelegrafowali wiadomość po całej Polsce”.
SPÓR GRANICZNY
Kupno tych dóbr było dla Władysława Zamoyskiego wątpliwym interesem. Dopiero po wielu latach ogromnego wysiłku ten szczególny majątek zaczął przynosić dochody. Największym problemem były spory prawne, jakie ciążyły na zakupionych działkach. Sąsiadem Zamoyskiego był niemiecki książę Christian Hohenlohe, który rościł sobie prawo do części działki zakupionej przez polskiego hrabiego. Hohenlohe wykorzystał stary spór graniczny o tę okolicę między Węgrami a Polską, ciągnący się od XVI w. Apetyty Węgrów na piękny skrawek Tatr czyniły ich naturalnymi sprzymierzeńcami Hohenlohego, do tego stopnia, że węgierscy żandarmi zabezpieczali eksploatację spornych ziem przez niemieckiego księcia.
Żandarmi byli konieczni, bo próby zaznaczania, że okolice Morskiego Oka są własnością Hohenlohego, spotykały się z gwałtowną reakcją krewkich polskich górali – przy pełnym poparciu Zamoyskiego. Rozbierali płoty, pracowników przeganiali, a budynki budowane przez ludzi Hohenlohego regularnie płonęły. Na groźne pytanie urzędnika, kto spalił schronisko wybudowane przez strażników sprowadzonych przez niemieckiego księcia, Zamoyski mruknął tylko: „Górale mówią, że słoneczko przygrzało”.
Z tą samą dyskrecją hrabia działał na rzecz doprowadzenia do sądu rozjemczego między Galicją a Węgrami. Zajęło mu to trzynaście lat. Żelaznej konsekwencji wymagało pokonanie bezwładności instytucji austriackich i galicyjskich. Udało mu się jednak doprowadzić do procesu, a przy okazji do zmobilizowania wokół sprawy Morskiego Oka Polaków ze wszystkich trzech zaborów. Zgromadzony przez niego materiał dowodowy, przy współdziałaniu dużego środowiska prawników, historyków i działaczy, okazał się w czasie procesu decydujący.
PROCES O GÓRY
Rozprawa sądowa zaczęła się 21 sierpnia 1902 r. Odbyła się w Grazu w Austrii, przy udziale arbitrów z Węgier, z Galicji oraz superarbitra ze Szwajcarii. Taktykę Hohenlohego stanowiło do tej pory częste i głośne powtarzanie kłamstw na temat swoich i węgierskich praw do okolic Morskiego Oka. Teraz jednak węgierscy prawnicy przygotowali argumentację, której przedstawienie zajęło dwa dni. Obrońca strony galicyjskiej prof. Oswald Balzer przemawiał aż pięć dni, cofając się w swoich wywodach do XIII w. Najważniejszym argumentem okazały się warunki geograficzne. Węgrzy utrzymywali, że granicę polsko-węgierską stanowiła rzeka Białka, której częścią miał być potok rzekomo wypływający spod Rysów. Wizyta członków sądu w Zakopanem we wrześniu 1902 r. miała rozstrzygnąć tę kwestię. Okazało się, że potoku nie ma, a mapy, na podstawie których Węgrzy wysuwali swoje roszczenia, były po prostu mylne.
Wyrok zapadł 13 września 1902 r. Prawie całe sporne terytorium przypadło Galicji. Jak donosił „Kurier Warszawski”, na wieść o tym Zamoyski „wprost ze łzami w oczach ściskać i całować począł prof. Balzera”. Jadwiga Zamoyska pisała wtedy: „Zdaje mi się, że pierwszy raz w życiu widziałam mego syna szczęśliwego”. Dzięki temu wyrokowi ta część Tatr znalazła się po 1918 r. w granicach Polski, Zamoyski mógł przed śmiercią w 1924 r. przekazać ją państwu, a państwo – stworzyć w 1954 r. Tatrzański Park Narodowy.