Do małżeństwa trudno kogoś przekonać. Do małżeństwa trzeba wychowywać dzień po dniu.

Niektórzy pamiętają może te czasy, gdy małżeństwo było znakiem życiowej dojrzałości, a ślub – pieczęcią miłości „aż po grób”. Dziś wielu uważa małżeństwo raczej za grób miłości, a życie „bez papierka” – za gwarancję świeżości i autentyczności relacji. Oczywiście teoria sobie, a życie sobie: każda forma bycia razem nieuchronnie rodzi wiele zależności i zobowiązań, nie da się też uniknąć pewnej rutyny i utrzymać poziomu fascynacji z okresu zakochania. Pojawiają się negatywy typowe dla długich związków bez jednoczesnych „plusów dodatnich” płynących z małżeństwa.
Skąd więc tak częsta niechęć do małżeństwa? Specjaliści mówią o pojawieniu się nowej jednostki: gamofobii – chorobliwego lęku przed ślubem. Odpowiedź jest złożona. Nieraz to trauma z powodu rozpadu małżeństwa rodziców lub obrazu ich nieudanego związku. „Takie dzieci mogą być niezdolne do zawarcia trwałego związku małżeńskiego, bo w ich oczach wszystko jest przejściowe – tak jak pomieszkiwanie raz u mamy, raz u taty” – mówił w jednym z wywiadów abp Henryk Hoser. Osobom wychowanym w domach, gdzie zabrakło wzorca pięknej i wiernej miłości rodziców,
dzielących ze sobą radości i wspierających się w chwilach próby, trudno komuś zaufać i oddać się mu bez reszty. Kolejna kwestia to trendy wychowawcze, stawiające raczej na dopieszczanie emocji niż wychowanie charakteru; na dawanie wolności, lecz bez odpowiedzialności za własne decyzje i ich skutki. Tacy „dorośli” nie są w stanie podjąć odpowiedzialności nawet za siebie samych, nie mówiąc już o innych osobach. Słowa „na zawsze” brzmią dla nich niczym wyrok i traktują je jak zamach na swoją wolność, błędnie pojmowaną jako możliwość ciągłego, niczym nie ograniczonego wyboru.
Co robić? Czy można w krótkim czasie zmienić czyjąś postawę, kształtowaną latami przez wiele różnych czynników? Do małżeństwa trudno kogoś przekonać. Do małżeństwa trzeba wychowywać dzień po dniu, kształtując hojność, odpowiedzialność i ducha służby. Uczyć wymagania od siebie, a wyrozumiałości dla innych, przebaczania i niechowania w sercu urazy. Warto też pomyśleć, jaki wzór małżeństwa dajemy dzieciom my sami i czy obraz, który widzą każdego dnia, to żywa, mocna i porywająca „miłość aż po grób”, czy wątła, wiecznie niezadowolona, narzekająca i chyląca się ku grobowi karykatura miłości.