Polacy są w czołówce zagranicznych obywateli nabywających nieruchomości w Hiszpanii i Portugalii. Czy to na pewno najlepsza i bezpieczna inwestycja?

Dwie dekady temu Półwysep Iberyjski był miejscem wyjazdów zarobkowych Polaków. Do Madrytu i Barcelony wielu docierało na budowy, do Andaluzji ciągnęli głównie pracownicy rolni. Widok Polaków na polach truskawek czy sprzątających biura nikogo nie dziwił. Pewnie dlatego dane za 2024 r. dotyczące obcokrajowców kupujących nieruchomości w Hiszpanii zaskoczyły wielu. Polacy są tu już w ścisłej czołówce: kupili w ub.r. ponad 4,2 tys. domów, ustępując jedynie Niemcom, Brytyjczykom i Marokańczykom.
MIĘDZY SUSZĄ A POWODZIAMI
W Portugalii również szybko rośnie grono naszych rodaków. W ciągu zaledwie dekady powiększyło się ono trzykrotnie i dziś liczy ponad 6 tys. osób. Polacy i inni rezydenci z Europy Środkowo-Wschodniej coraz częściej nabywają tam nieruchomości w obawie przed wojną. Część jednak przybyła „za słońcem”, którego pod dostatkiem jest na południowo-zachodnim krańcu Europy.
Obfitość słońca z jednej strony jest plusem, z drugiej jednak przyczynia się do wysuszenia terenu i coraz powszechniejszych pożarów. Wprawdzie po ulewach regularnie nawiedzających Portugalię i Hiszpanię od zeszłorocznej jesieni woda w rzekach przybrała do nienotowanego od lat poziomu, ale coraz częściej dochodzi do fenomenów atmosferycznych. Jednym z najtragiczniejszych była powódź z 29 października 2024 r. w prowincji Walencja na wschodzie Hiszpanii. W ciągu zaledwie kilku godzin odnotowano ponad 200 mm opadów wskutek gwałtownych burz. Śmierć poniosło co najmniej 230 osób.
BUDUJĄC BYLE GDZIE
Widok domów w pobliżu klifów czy wysuszonych koryt rzecznych stał się w ostatnich latach elementem krajobrazu Portugalii. Powstają nierzadko bez pozwolenia. Z opublikowanych w styczniu danych służb geologicznych wynika, że w Portugalii jest co najmniej 26,5 tys. budynków na obszarach o dużym ryzyku powodzi. Najwięcej – na zachodzie, a także na południu kraju, w popularnym wśród turystów regionie Algarve. Od lat miejscowa ludność narzeka na brak wody, a lokalne władze wprowadzają coraz to nowe obostrzenia. Intensywne opady w ciągu zaledwie dwóch tygodni marca zrekompensowały trwające latami niedobory, a nawet spowodowały podtopienia.
Widmo powodzi grozi też aglomeracji Lizbony. W portugalskiej stolicy przed kilkunastoma miesiącami ruszyły prace przy budowie dwóch tuneli podziemnych. Służą one odprowadzaniu intensywnych opadów do rzeki Tag, mającej źródło po hiszpańskiej stronie. Wprawdzie jej wody rzadko wzbierają do niebezpiecznego poziomu, ale po portugalskiej stronie zdarzały się już za jej sprawą tragedie. W powodzi w listopadzie 1967 r. w regionie Lizbony zginęło ponad 700 osób. Prowadzone w portugalskiej stolicy przedsięwzięcie, jak deklaruje burmistrz Carlos Moedas, zapewni jej drenaż w sytuacji nadmiernych opadów.
RYZYKO SEJSMICZNE
W ostatnich tygodniach na Półwyspie Iberyjskim nasiliła się również aktywność sejsmiczna. Od lutego w Portugalii i Hiszpanii odnotowano kilka poważnych trzęsień ziemi. Odczuwalne były też wstrząsy o magnitudzie 5,1 w skali Richtera, które 10 lutego nawiedziły północną część Maroka.
– Dawno już w południowej Hiszpanii nie było tak licznych wstrząsów, jak w ostatnich miesiącach. Ich magnituda przekraczała 4 stopnie – mówi w rozmowie z „Idziemy” rezydujący od ponad dwóch dekad w Andaluzji Polak Karol Żuraw. Siła wstrząsów staje się coraz bardziej odczuwalna nie tylko dla ludzi, ale także dla infrastruktury. – Wstrząsy, które wystąpiły na północny wschód od marokańskiego miasta Al-Kasr al-Kabir, były odczuwalne w Portugalii i Hiszpanii. W mieście Ayamonte, w którym mieszkam, doszło nawet do tymczasowej awarii sieci energetycznej – wskazuje mężczyzna.
Ryzyko silnego trzęsienia ziemi dostrzegają naukowcy z obu krajów, wskazując, że w ostatnich miesiącach silne wstrząsy wystąpiły w dużych miastach Półwyspu Iberyjskiego, m.in. w Lizbonie i Sewilli. Maria Oterino, geolog z politechniki w Madrycie, twierdzi, że mimo stosunkowo częstych wstrząsów w tym rejonie Europy od ok. 140 lat nie doszło do „naprawdę silnego kataklizmu”. – Im dłuższa jest ta przerwa, tym silniejsze może być następne trzęsienie ziemi – wyjaśnia.
Według ekspertów możliwym miejscem jego wystąpienia jest położony na Oceanie Atlantyckim Grzbiet Gorringe. We wrześniu ub.r. z inicjatywy rządów Hiszpanii i Portugalii w rejon ten, położony ok. 200 km na zachód od portugalskiego miasta Sagres, wyruszyła ekspedycja 30 specjalistów z różnych dziedzin: od geologii po biologię. To właśnie tam miało znajdować się epicentrum kataklizmu z 1 listopada 1755 r. Tamto trzęsienie ziemi odcisnęło piętno na portugalskiej stolicy i okolicach, doprowadzając do licznych zniszczeń poprzez wstrząsy i następujące po nich tsunami. Największa fala miała około 50 m wysokości. Kataklizm, który spustoszył portugalskie wybrzeże, uważany jest za jeden z najpotężniejszych w historii. Trzęsienie ziemi miało magnitudę 9 w 10-stopniowej skali Richtera i doprowadziło do śmierci około 30 tys. osób.
ALERT SPOD WODY
Od ponad dekady w Portugalii trwa debata nad sposobem przygotowania się na silne trzęsienie ziemi. Jednym z problemów jest to, że wiele domów nie spełnia warunków architektonicznych. Powstające w ostatniej dekadzie budynki zwykle konstruowane są zgodnie z wymogami antysejsmicznymi, jednak brakuje należytych kontroli. Władze Portugalskiego Towarzystwa Inżynierii Sejsmicznej (SPES) twierdzą, że niezbędne jest wdrożenie planu kontroli i wydawania certyfikatów potwierdzających odporność budowli na trzęsienie ziemi.
Zazwyczaj wadliwe pod tym względem są budynki na portugalskiej prowincji, gdzie bagatelizowano możliwość wystąpienia klęski żywiołowej. Stan budowli w dużych miastach, jak Lizbona czy Porto, również nie jest zadowalający. Raport zamówiony przez stołeczny ratusz dowodzi, że w przypadku trzęsienia ziemi o intensywności kataklizmu z 1755 r. w mieście nie przetrwałby co drugi budynek. Największe straty wystąpiłyby na starówce. Ze studium zaś opracowanego przez naukowców z Uniwersytetu Nowego w Lizbonie wynika, że trzęsienie ziemi i tsunami mogłyby dziś spowodować śmierć aż 400 tys. mieszkańców aglomeracji.
Największe dziś zagrożenie sejsmiczne w Portugalii występuje w regionie Algarve, w aglomeracji Lizbony, na obszarach przylegających do południowo-wschodniego wybrzeża kraju i na Azorach. Ma to związek ze stosunkowo dużą aktywnością sejsmiczną dna Atlantyku. O zbliżającym się z tego kierunku zagrożeniu ma ostrzegać budowany od 2024 r. system alertów. Pierwszych siedem czujników już umieszczono na dnie oceanu. Docelowo, w oparciu o światłowód łączący Portugalię z Brazylią, w najbliższych latach powstanie mechanizm monitorowania i szybkiego ostrzegania.