„Wiedziałam, że tu zostanie moje serce” – wyznała Agata Morawska, autorka książek inspirowanych doświadczeniem niemal dziesięciu lat wolontariatu hospicyjnego.

W rozmowie z red. Miriam Arbter-Korczyńską na antenie „Anioła Beskidów” Agata Morawska podzieliła się swymi przemyśleniami na temat swej wieloletniej pracy wolontariackiej w hospicjum, która zaowocowała powstaniem trzech poruszających książek. Autorka opowiedziała o osobistych motywach podjęcia tej służby, początkowo jako sposobie na radzenie sobie z własnymi problemami, by z czasem odkryć w niej głęboki sens i powołanie. Przedstawiła konkretne historie podopiecznych, często nazywanych „niegrzecznymi chłopcami” lub „niegrzecznymi dziewczynkami”. Podkreśliła ich godność, walkę z trudnościami życiowymi i poszukiwanie odkupienia.
Przyznała, że potrafi odtworzyć każde słowo i gest poznanych osób, a ich historie głęboko ją porwały i zmieniły jej patrzenie na drugiego człowieka oraz relacje z Panem Bogiem
Wszystko zaczęło się w czerwcu 2012 roku, kiedy – jak wspomina – przeżywała osobiste załamanie.
Albo zwariuję, albo coś muszę zrobić
– zwierzyła się. Wtedy usłyszała od przyjaciółki: „Zawsze miałaś smykałkę do starszych i chorych… Idź do hospicjum. Może wolontariat ci pomoże”. I poszła – nie z powołania, ale z desperacji.
Już pierwsze spotkanie z 100-letnią panią Rozalią, która opowiadała o marmoladzie, „co kroiło się nożem”, obudziło w niej coś, co – jak mówi – było uśpione.
Wiedziałam, że tu zostanie moje serce. Że tu jestem potrzebna – nie do wielkich czynów, ale do obecności.
Hospicjum stało się dla niej przestrzenią duchowego uzdrowienia.
Przywołała historie pacjentów – „niegrzecznych chłopców”, byłych więźniów, alkoholików, ludzi zapomnianych:
Pamiętam pana Pawła. Mówił: Nie chcę umierać z takim bezsensownym życiem. Opowiedziałam mu przypowieść o synu marnotrawnym. Rozpłakał się. Dwa dni po spowiedzi zmarł. Wiem, że wygrał wieczność.
Autorka zaznaczyła, że wiele z jej książek to w istocie modlitewniki – nieformalne, surowe, ale głęboko prawdziwe. Pisze o tym, co przeżyła, bo – jak mówi – „ci ludzie zasługują na pamięć”. W jej Drodze Krzyżowej każda stacja ma twarz konkretnego pacjenta: „Stacja X – obnażenie. Dla mnie to pani Krysia, garbata kobieta, której społeczeństwo odebrało godność samym spojrzeniem”.
Najbardziej boję się grzechu pogardy
– podkreśliła. I to właśnie lęk przed tym grzechem jest motorem napędzającym jej pisanie. Wierzy, że książki mogą być narzędziem przemiany serca czytelnika, przywracając sens, którego chorym i umierającym często odmawia świat.
Nie byli menelami. Byli ukochanymi dziećmi Boga. I to jest wykrzyczane w moich książkach
– podsumowała Agata Morawska.

Co? Gdzie? Kiedy?


