Izrael zaatakował Liban, uderzając z powietrza tak, by zniszczyć palestyńską organizację Hezbollah i jej przywódców

W Bejrucie zginęli sekretarz generalny Hebollahu Hassan Nasrallah – w nalocie Izraelczycy użyli tysiąckilogramowych bomb – oraz Fatah Szarif Abu al-Amin, miejscowy szef Hamasu. W odpowiedzi Iran wystrzelił w kierunku Izraela ok. 180 rakiet. Niektóre z nich dotarły do celu, trafiając w bazy wojskowe i obiekty cywilne.
Ataki izraelskie okazały się skutecznie wykonane. W kolejnych dniach ginęli czołowi przywódcy Hezbollahu: Nabil Kaouk (jeden z najważniejszych), Ibrahim Akil i Ahmad Wehbe (dowódcy elitarnego pułku Radwan), Ali Karaki, Mohammad Surour (dowodzący jednostką dronów), Ibrahim Kobeissi (kierujący jednostką rakietową) i kilku innych. Ale to nie oznacza, że obyło się bez ofiar cywilnych, ani że Hezbollah został pokonany.
Tyle że wojsko izraelskie rozpoczęło też atak na lądzie…
NIESZCZĘŚCIE LIBANU
Niewielki kraj, który jako niepodległe państwo istnieje od 1941 r., mimo różnych zawirowań był przez wiele lat oazą spokoju i dobrobytu. Jego największym problemem stali się uchodźcy palestyńscy, którzy w bardzo niewielkim stopniu zintegrowali się z libańskim społeczeństwem. Trafili do Libanu po pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej w 1948 r. Było ich około 100 tys., ale nie budowali wówczas żadnych trwałych organizacji. Po kryzysie z 1958 r. – starciach chrześcijan z muzułmanami i interwencji amerykańskiej – w Libanie zapanował pokój. Skuteczny okazał się konstytucyjny podział najważniejszych urzędów pomiędzy chrześcijan maronitów i muzułmanów (sunnitów i szyitów).
Kolejna wojna izraelsko-arabska, z 1967 r., zwiększyła napływ Palestyńczyków. Na południu kraju powstawały wielkie obozy, w których w ciężkich warunkach żyły dziesiątki tysięcy ludzi. Tam też funkcjonowały zbrojne grupy palestyńskie, których część należała do Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP): al-Fatah, Front Wyzwolenia Palestyny, Demokratyczny Front Wyzwolenia Palestyny, Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. W 1970 r. na terenie Libanu ustanowiona została siedziba OWP. W latach 1975–1990 trwała libańska wojna domowa między chrześcijanami i muzułmanami. W 1976 r. walki stopniowo objęły cały kraj, dochodziło do krwawych masakr i pogromów. W czerwcu 1976 r. do Libanu wkroczyła armia syryjska, wymuszając zawieszenie broni.
Pod koniec lat 70. OWP zorganizowała przygraniczne ataki na siły izraelskie. W odpowiedzi Izrael w 1978 r. rozpoczął operację Litani, skierowaną przeciwko oddziałom OWP. Od tego czasu w Libanie południowym stacjonuje misja pokojowa ONZ, czyli wojska UNIFIL (obecnie też ok. 250 Polaków). W czerwcu 1982 r. wojsko izraelskie rozpoczęło inwazję na Liban w celu ponownego wydalenia sił OWP z południa tego kraju. Ostatecznie doszło do ewakuacji sił OWP z Libanu.
Od 12 lipca do 8 września 2006 r. doszło do kolejnego ataku wojsk Izraela na Liban w odwecie za porwanie dwóch izraelskich żołnierzy i ostrzał Izraela rakietami przeprowadzony przez Hezbollah z baz w południowym Libanie. W efekcie nastąpiła kolejna okupacja południowego Libanu przez Izrael. Z kolei w 2014 r. doszło do walk armii libańskiej i szyickiego Hezbollahu z sunnickim Państwem Islamskim, które wcześniej zdestabilizowało Syrię.
HEZBOLLAH NA POŁUDNIU
Dane dotyczące Palestyńczyków są sprzeczne. Według wspierającej uchodźców palestyńskich organizacji ONZ UNRWA rok temu w Libanie żyło ok. 250 tys. Palestyńczyków, ale zarejestrowanych było aż 490 tys. przybyłych z terytorium historycznej Palestyny i 31 tys. z Syrii. Jednak nikt nie zgłasza zgonów czy wyjazdów. Blisko połowa Palestyńczyków mieszka w jednym z dwunastu obozów na południu Libanu. Około 90 proc. ludzi funkcjonuje poniżej poziomu ubóstwa. Nie mają własnych domów ani pracy, a obozy nie są kontrolowane przez libańską policję; także libańskie sądownictwo nie dostrzega istnienia tych ludzi.
Nic dziwnego, że wśród Palestyńczyków tak aktywne są ugrupowania skrajne i radykalne. Po odejściu OWP na południu Libanu powstał Hezbollah, założony dzięki wsparciu specjalnie przybyłych instruktorów Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej z Iranu. Hezbollah to dosłownie „Partia Boga”. Nazwa pochodzi z Koranu: „On [Allah] wprowadzi ich do Ogrodów, gdzie w dole płyną strumyki; oni będą tam przebywać na wieki. Bóg znalazł w nich upodobanie i oni mają upodobanie w Nim. Oni stanowią partię Boga”. Duchowym przywódcą był szyicki szejk Muhammad Husajn Fadl Allah (zm. w 2010 r.).
Organizacja, obecnie funkcjonująca też w dolinie Bekaa, kierowana jest przez dwie rady złożone z islamskich duchownych. Jedna zajmuje się strategią, druga działalnością bieżącą. Na terytorium Libanu Hezbollah zbudował państwo w państwie, które prowadzi 4 szpitale, 12 klinik, 12 szkół i 2 centra rolno-gospodarcze. Pomoc medyczna organizowana przez Hezbollah jest tańsza niż w większości szpitali prywatnych w Libanie. Natomiast ideologia Hezbollahu jest antyizraelska i antyzachodnia. Jego manifest z 1985 r. zakładał ustanowienie w Libanie republiki islamskiej na wzór Iranu, zwalczanie wszelkich wpływów świata zachodniego, zniszczenie państwa Izrael i ustanowienie rządów islamskich nad całą Palestyną. Od tego czasu Hezbollah jako partia polityczna stał się częścią libańskiej sceny politycznej i ma kilkunastu posłów do parlamentu. Jego głównym celem stało się zniszczenie Izraela. Jak podkreślał Hassan Nasrallah: „Izrael jest nielegalnym bytem uzurpatorskim, który opiera się na fałszu, masakrach i iluzjach” i „nie ma innego rozwiązania konfliktu w tym regionie [Bliski Wschód], jak tylko zniknięcie Izraela”.
Główną metodą walki jest terroryzm, przede wszystkim zamachy i porwania. Ale Hezbollah dysponuje też własnymi siłami zbrojnymi Al-Muqawama al-Islamija (Opór Islamski). Informacje co do ich liczebności są sprzeczne; być może jest to ok. 65 tys. ludzi, mających do dyspozycji od 40 do 120 tys. rakiet bojowych.
WYMIANA CIOSÓW
Izrael twierdzi, że celem jego ataków nie jest Liban, lecz organizacja terrorystyczna, jaką jest Hezbollah. A fakt, że „Partia Boga” prowadzi działalność terrorystyczną, uznaje nie tylko Izrael, ale i Stany Zjednoczone oraz kilkadziesiąt innych krajów świata.
Tyle że izraelskie rakiety trafiają w terytorium Libanu. Jak stwierdził premier tego kraju Nadżib Mikati, Liban przeżywa „jeden z najbardziej niebezpiecznych okresów w swojej historii”. Bejrut już poprosił ONZ o wsparcie w wysokości prawie pół miliarda dolarów. Bo co prawda w wyniku izraelskich nalotów zginęło tysiąc osób, ale domy opuściło milion ludzi, a więc około jednej piątej ludności.
– To nie jest wtargnięcie, to inwazja. Zostaliśmy najechani przez inny kraj i musimy wezwać społeczność międzynarodową, by właśnie tak to potraktowała – dowodziła posłanka do libańskiego parlamentu Nadżat Aoun Saliba, chrześcijanka, profesor na Amerykańskim Uniwersytecie w Bejrucie. Jej zdaniem „przemoc nie powstrzyma przemocy”.
Libańskie pismo „L’Orient Today” pisało w drugiej połowie września: „Nasrallah doprowadził Liban na skraj przepaści, Netanjahu chce zadać ostateczny cios”. Teraz ta sama gazeta jest jeszcze bardziej pesymistyczna: „To największa wojna na Bliskim Wschodzie, zarówno pod względem deklarowanych celów, jak i obszarów geograficznych. Jest to również najdłuższa wojna, biorąc pod uwagę, że rozpoczęła się rok temu w Strefie Gazy, zanim rozprzestrzeniła się na Liban”. Tak naprawdę rozważania, że do wojny na dużą skalę może dopiero dojść, są pozbawione sensu. Ona bowiem już trwa. Na razie są w nią zaangażowane dwa kraje: Izrael i Iran, dwie główne zbrojne organizacje palestyńskie, Hamas i Hezbollah, a faktycznie w operacje wojenne został wciągnięty Liban.
Libańskie siły zbrojne na razie opuściły tereny położone najbliżej granicy z Izraelem, przenosząc się bardziej na północ. Nie są to znaczące jednostki – łącznie 73 tys. żołnierzy, około 100 gotowych do działania czołgów i 50 dział samobieżnych. Ale czy będą stały bezczynnie i czekały, aż izraelskie bomby przypadkiem ich nie zniszczą?

Co? Gdzie? Kiedy?



