Ekspert ds. Europy Wschodniej dr Łukasz Adamski ocenił, że szczyt w Waszyngtonie był pewnego rodzaju spektaklem, który skończył się lepiej, niż wielu się spodziewało.

W poniedziałek w Waszyngtonie prezydent USA Donald Trump spotkał się z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Amerykański przywódca zapowiedział podczas spotkania, że będzie omawiać kwestię gwarancji bezpieczeństwa Ukrainy, podobnych do zawartych w art. 5 traktatu o NATO. Zasugerował też wsparcie dla ewentualnych europejskich sił gwarantujących pokój w Ukrainie.
Następnie Trump i Zełenski spotkali się z przywódcami europejskimi. Prezydent USA na początku tego spotkania powiedział, że Władimir Putin zgodził się na gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Zapowiedział również dyskusję o wymianie terytoriów. Goście chwalili jego propozycję o gwarancjach bezpieczeństwa na wzór NATO.
Dr Łukasz Adamski, historyk, politolog, publicysta, ekspert ds. Europy Wschodniej, zastępca dyrektora Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego w rozmowie z PAP zauważył, że poniedziałkowe spotkanie w Białym Domu różniło się od spotkania na Alasce.
Wtedy Trump przypuszczalnie chciał przekonać się, ile może wynegocjować osobiście w relacjach z Putinem i czy wojna jest możliwa do zakończenia. Wczorajsze spotkanie miało być spektaklem pokazującym umiejętności dyplomatyczne Trumpa
– ocenił ekspert.
Wyjaśnił, że jeśli Trumpowi „udałoby się wojnę zakończyć na warunkach znośnych dla Ukrainy i Europy”, to znając jego ambicje, na pewno on sam i amerykańska dyplomacja zabiegaliby o to, żeby dostał Pokojową Nagrodę Nobla.
Więc to był pewnego rodzaju spektakl i on skończył się lepiej, niż wielu komentatorów myślało, dlatego że prezydent Zełenski wyraźnie podkreślił, że to było najlepsze z jego spotkań z Trumpem, czyli wyszedł (z niego) umiarkowanie zadowolony
– zaznaczył Adamski.
Podkreślił, że została także zademonstrowana pewnego rodzaju jedność między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Ponadto – jak zauważył – nie ma dotychczas żadnych informacji, które by wskazywały, że na szczycie doszło do próby narzucenia jakiegoś nieakceptowalnego dla Ukrainy rozwiązania, czego się wcześniej obawiano. Zastrzegł jednocześnie, że nie ma też pewności, czy w przyszłości do takich prób nie dojdzie.
Tak naprawdę pytanie zasadnicze brzmi: czego chce Rosja i osobiście Putin?
– zaznaczył politolog.
Zwrócił uwagę, że na podstawie wiedzy o przebiegu wojny w Ukrainie, o retoryce władz rosyjskich, o działaniach Rosji w poprzednich dziesięcioleciach, czy nawet stuleciach, można wnioskować, że Putin „przypuszczalnie nie zrezygnował ze swojego celu maksymalistycznego, czyli z podporządkowania sobie całej Ukrainy, czy to w formie bezpośredniej aneksji jej wschodniej i południowej części, czy przez kontrolowany przez Rosję rząd, sprawujący władzę na reszcie terytorium Ukrainy.
Chce to rozkładać na raty i dla niego najważniejszym obecnie zadaniem jest zminimalizowanie ryzyka nałożenia przez USA sankcji na państwa handlujące z Rosją oraz intensywniejszego podejmowania przez Stany Zjednoczone innych działań, które by bardzo mocno uderzyły w gospodarkę Rosji i pozbawiły tak naprawdę Putina pieniędzy do prowadzenia tej wojny
– zaznaczył dr Adamski.
Stwierdził, że jeśli takie byłyby intencje Putina, to pokoju w Ukrainie w nieodległej przyszłości nie będzie.
Mianowicie prędzej czy później Trump z Zełenskim się przekona, że porozumienie się rozbije o jakiś drobny fragment, czy jakieś drobne rozwiązanie, o którym Rosjanie sobie przypomną na dalszych etapach negocjacji
– ocenił politolog.
Podkreślił, że nie powinniśmy też wykluczać drugiego scenariusza, czyli takiego, że trzy i pół roku wojny jednak bardzo obciążyło także Rosję, nie tylko gospodarczo, ale też pod względem izolacji międzynarodowej i ogromnej liczby ofiar, sięgającej zapewne kilkuset tysięcy zabitych żołnierzy, a także niezadowolenia części elit. Mogło ono zmusić Putina do zredefiniowania celów wojny.
Druga hipoteza brzmi, że Putin generalnie podjął decyzję o tym, że należy z Ukrainą podpisać coś w rodzaju „umowy rozwodowej”
– ocenił dr Adamski. Jak wyjaśnił, użył sformułowania „umowy rozwodowej” celowo, ponieważ z perspektywy rosyjskiej mentalności, zwłaszcza światopoglądu reżimu putinowskiego, Ukraina była w czasach sowieckich niejako w małżeństwie z Rosją.
Rosja dała jej w wianie Krym, Donbas i wiele innych terenów skolonizowanych przez Rosję w XIX wieku, no i skoro Ukraina postanowiła Rosję porzucić i pójść na Zachód, no to Rosja ma prawo to odebrać. To jest taka, bym powiedział, prostacka logika, ale ona jest dość zakorzeniona w rosyjskiej mentalności
– zaznaczył.
Jak podkreślił, obie te hipotezy powinny być brane pod uwagę, chociaż jego samego bardziej przekonuje hipoteza pierwsza, że „Putin próbuje po prostu uprawiać grę”, która ma na celu przekonanie Trumpa, że on chce pokoju, którego jak dotąd nie udało się osiągnąć w wyniku „upartej postawy Załeńskiego i Europy”.
Jego zdaniem nastroje panujące po szczycie w USA, można odbierać jako zwiastun umiarkowanego optymizmu.

Co? Gdzie? Kiedy?



