15 maja
czwartek
Zofii, Nadziei, Izydora
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nowa władza, stare wyzwania

Ocena: 0
4012

Osiem lat temu łączono z „dobrą zmianą” nadzieje na istotną poprawę sytuacji ekonomicznej w Polsce. Po polityce ciepłej wody w kranie miał nastąpić okres dynamicznego rozwoju i repolonizacji gospodarki. Dziś można stwierdzić, że owszem, jest pewien postęp, ale nie udało się zbudować podstaw pod solidne tempo wzrostu stopy życiowej.

Nie mogło być inaczej, bo decyzje przeczyły podstawowym założeniom społecznej nauki Kościoła. Doktryna katolicka określa szerokie ramy dla działalności gospodarczej. Jednym z jej filarów jest zasada pomocniczości, która głosi, że państwo winno zajmować się tylko tymi sprawami, z którymi pojedynczy człowiek czy rodzina nie są w stanie sobie poradzić. Wymaga to umiarkowanego opodatkowania i wcielania w życie programów pomocy społecznej skierowanych wyłącznie do tych, którzy jej potrzebują. Sztandarowy program odchodzącej władzy, 500+, w sposób oczywisty gwałcił tę zasadę, bo w pierwszym rzędzie powinna być zwiększona kwota wolna od podatku, najlepiej określona na członka rodziny. Podwyższenie zarobków wolnych od podatków zawierałoby także silny bodziec do podejmowania wysiłków mających na celu osiągnięcie samowystarczalności. Zapomogi winny przypadać tylko tym, którzy np. z powodu niezdolności do pracy czy licznej rodziny nie są w stanie utrzymać się z własnych zarobków. Tymczasem przez ostatnie osiem lat władza jedną ręką zabierała obywatelowi pieniądze poprzez nadmierne opodatkowanie, a drugą tryumfalnie mu te środki zwracała w postaci 500+. Trzeba pamiętać, że dobrobyt nie spada z nieba; jedyną drogą do niego jest ludzki wysiłek i polityka gospodarcza winna dostarczać bodźców w tym kierunku. Tymczasem programy, w ramach których świadczenia należą się automatycznie, dostarczają bodźców przeciwnych.

Władze uczyniły z rozdawnictwa podstawę swojej polityki gospodarczej. Aby ten system mógł działać, rząd skądś musiał te pieniądze brać. Ponieważ podnoszenie podatków niezwłocznie uświadomiłoby obywatelom, że ta radosna działalność ma miejsce na ich koszt, na pierwszy ogień poszły środki zgromadzone w Otwartych Funduszach Emerytalnych. Platforma Obywatelska rozpoczęła niszczenie tego systemu emerytalnego, Prawo i Sprawiedliwość dokończyło dzieła. Z tym że PO dawała obywatelom wybór, czy chcą dać sobie odebrać rachunki OFE, a „dobra zmiana” tak łaskawa już nie była. Wskutek tej zgodnej działalności obu głównych sił politycznych zamiast pewnego dochodu, aczkolwiek dużo niższego niż reklamowany, obywatel otrzymał mglistą obietnicę emerytury z ZUS. Ponieważ w ZUS nie ma zgromadzonych środków, przyszły podatnik (ten, na którego dziś otrzymywaliśmy 500+) będzie obłożony ogromnym ciężarem podatkowym albo emerytury państwowe będą mieć charakter symboliczny. Inne wielkie „osiągnięcie” PiS, czyli „przywrócenie” wieku emerytalnego, jeszcze pogorszyło sytuację.

„Z socjalizmem jest ten kłopot, że kiedyś kończą się cudze pieniądze, które można wydać”. Tak przed laty Margaret Thatcher podsumowała rządowe rozdawnictwo. Nie inaczej jest w Polsce. W ostatnich latach niepomiernie wzrosło obciążenie mikro- i małych przedsiębiorstw z tytułu składki na ZUS, co stanowi ogromną barierę dla przedsiębiorczości. Niezwłocznie po objęciu władzy PiS obłożyło system bankowy wielkim podatkiem, co zgodnie z naszymi obawami („Idziemy” nr 6/2016) wywarło ujemny wpływ na poziom inwestycji.

 


ŚREDNI POZIOM ROZWOJU

W 2016 r. ukazał się liczący kilkaset stronic dokument „Strategia odpowiedzialnego rozwoju”. Jego lektura wykazała, że podobnie jak w „minionej epoce” zawiera on wiele „słusznych postulatów”, ale żadna spójna strategia z niego nie wynika. Słuszna myśl przewodnia, żeby znacząco podnieść poziom inwestycji, a bez inwestycji nie jest możliwe szybkie tempo rozwoju gospodarczego, została unicestwiona w zarodku z powodu wspomnianego podatku bankowego. Na skutek tej daniny poważnie wzrosła stopa procentowa płacona przez pożyczających, a że inwestycje są w wielkim stopniu finansowane poprzez kredyty, koszt nowych przedsięwzięć wzrósł ogromnie. Nic więc dziwnego, że po 2015 r. poziom inwestycji w środki trwałe w Polsce kształtował się poniżej średniej dla UE, poważnie odbiegał od przeciętnej światowej, a w porównaniu z najszybciej rozwijającymi się państwami był wręcz symboliczny. W skali światowej Polska osiągnęła średni poziom rozwoju i w ciągu ostatnich ośmiu lat żadnego przełomu nie zanotowaliśmy – nawet nie położyliśmy podwalin pod taki rozwój sytuacji.

W ekonomii istnieje pojęcie „pułapka średniego poziomu rozwoju”. Polega ona na niemożności przezwyciężenia barier, które stoją przed każdym społeczeństwem mającym ambicje, by dogonić kraje najbardziej rozwinięte. Aby osiągnąć średni poziom, wystarczy naśladownictwo. Słabiej rozwinięci przejmują więc technologie i metody organizacyjne wcześniej wypracowane gdzie indziej. Żeby jednak dołączyć do najlepszych, trzeba przodować w pewnych dziedzinach. Bez uczelni i ośrodków badawczo-rozwojowych (B+R) na najwyższym poziomie zrodzenie się innowacji nie jest możliwe. Tymczasem jak w zakresie inwestycji, tak i w przypadku nakładów na szkolnictwo wyższe i prace B+R Polska mieści się w unijnym ogonie, o tak innowacyjnych gospodarkach jak Korei Południowej nie wspominając.

 


BARIERY STRUKTURALNE

Mówiąc bez ogródek, w trakcie ostatnich ośmiu lat Polska nie zrobiła nic, żeby stojące przed nami ograniczenia przezwyciężyć. Nie tylko nie zwiększyliśmy istotnie nakładów na oświatę, naukę i prace B+R, ale nawet nie podjęliśmy reform mających na celu wcielenie w życie zmian organizacyjnych, które przecież nie wymagają wielkich nakładów finansowych. Reforma szkolnictwa wyższego zaowocowała wręcz odwrotnymi skutkami. Zamiast zwiększyć autonomię badawczą naukowców i konkurencję pomiędzy nimi, zwiększono rolę rektorów, od których obecnie zależy los podległych im jednostek. Nie zmieniono również bodźców dla placówek B+R, których finansowanie w niewielkim stopniu zależy od uzyskiwania patentów w skali międzynarodowej. Stąd w porównaniu z państwami najwyżej rozwiniętymi nasza gospodarka jest zacofana pod względem technologicznym i organizacyjnym.

Skupienie polityki gospodarczej na rozdawnictwie ma ten skutek, że wzrost gospodarczy jest oparty na wydatkach na konsumpcję. Tymczasem doświadczenie wszystkich państw, które w ostatnich dekadach zdołały dogonić czołówkę, podpowiada, że motorem rozwoju jest eksport i produkcja przemysłowa. Natomiast oparcie strategii rozwoju na konsumpcji prowadzi do uszczuplenia poziomu oszczędności. Dlatego w porównaniu z innymi członkami UE, włącznie z państwami naszego regionu, w Polsce poziom oszczędności jest niski. Skoro poziom oszczędności jest niski, to dopływ środków finansowych do gospodarki jest ograniczony, co – oprócz wspomnianego podatku – dodatkowo przyczyniło się do podwyższenia stopy procentowej i ujemnie wpłynęło na poziom inwestycji. Podkreślmy, że obecnie inwestycje to nie tylko budowa fabryk, lecz także zakupy komputerów, sprzętu telekomunikacyjnego czy oprogramowania – środków, bez których nie jest możliwy szybki rozwój gospodarczy. Zatem cała polityka gospodarcza ostatnich lat była obliczona na uzyskanie krótkotrwałych skutków, poprawę bieżącej stopy życiowej kosztem przyszłych pokoleń. Nie wdrożono żadnych bodźców, które dawałyby nadzieję, że niebawem przezwyciężymy pułapkę średniego rozwoju.

Z drugiej strony niesłychanie zwiększono oczekiwania społeczne w zakresie programów społecznych. Mamy do czynienia z licytacją, które stronnictwo „da więcej”, natomiast mało kto mówi, że to „dawanie” odbywa się wyłącznie na koszt podatnika. W ciągu swych rządów PiS wytworzyło wrażenie, że państwo to bankomat, z którego można wyciągać pieniądze – a nie że rozdawnictwo to ciężar, który będą dźwigać przyszłe pokolenia. W katolickim państwie dorobiliśmy się polityki gospodarczej w oczywisty sposób przeczącej społecznej nauce Kościoła i w przyszłości skutki tego przeoczenia niechybnie dosięgną najbardziej zainteresowanych.

 


W OKOWACH DUOPOLU

Niewykorzystanie potencjału, który drzemie w polskim narodzie, jest wynikiem decyzji politycznych. Brakuje rodzimych wielkich prywatnych przedsiębiorstw i z tego powodu władze mają przemożny wpływ na rozwój gospodarczy. Dopóki w Polsce nie narodzi się liczna klasa średnia, dopóty ten stan rzeczy nie ulegnie zmianie.

Decydujący wpływ na politykę mają dwie siły. Jedna kryje się za bogoojczyźnianym parawanem, ale co i rusz zza tej zasłony wyziera interes partyjny. Druga pod przykrywką „europeizacji” Polski skrywa obronę obcych interesów. Żadna nie chce zmiany status quo, bo to grozi utratą dominującej pozycji. Z punktu widzenia tych sił idealny stan rzeczy to miliony Polaków utrzymujących się z różnych programów społecznych. Stąd te dramatyczne rozważania na temat wysokości trzynastej i czternastej emerytury czy zakresu tarcz antykryzysowych, dzięki którym płacimy mniej za prąd i paliwo. Tego typu polityka nie ma nic wspólnego z szacunkiem ani dla zasad gospodarki rynkowej, ani tym bardziej dla fundamentalnych wskazówek zawartych w katolickiej nauce społecznej. Nadchodzą nowe rządy, ale nie przyniosą wielkich zmian w polityce gospodarczej. Stare bariery i wyzwania nie zostaną przezwyciężone.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Emerytowany profesor ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia w USA


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 16 maja

Piątek, IV Tydzień wielkanocny
Święto św. Andrzeja Boboli, prezbitera i męczennika
+ Czytania liturgiczne (rok C, I):  J 15, 9-17
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
50. dzień nowenny za Ojczyznę
Nowenna do św. Rity 13-21 V

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter