Kończymy kolejny okres Wielkiego Postu w naszym życiu. Niewiele nas zaskoczyło.
_daj_sie_zaskoczyc.jpg)
Po tłustym czwartku najbliższa środa to Popielec i rozpoczęcie czterdziestodniowego maratonu. W piątki pojawiły się niepowtarzalne kiedy indziej nabożeństwa drogi krzyżowej, a w niedziele – gorzkich żali. Kościelny wyciągnął fioletowe szaty liturgiczne i schował dekoracje sprzed ołtarza. Organista zmienił repertuar na ascetyczne pieśni poświęcone Męce Pańskiej i naszej ascezie.
Pozornie nic nas nie zaskoczyło. Od lat jesteśmy przećwiczeni w przeżywaniu tej wielkopostnej pielgrzymki. Z drugiej zaś strony tegoroczny Wielki Post powinien być inny niż ten sprzed roku, pięciu czy dziesięciu lat. Przecież my się zmieniamy, daj Boże, na lepsze, wzrastamy i dojrzewamy. Okoliczności życia są inne – już nie chodzimy do ogólniaka, lecz do wielkiej korporacji, realizując powołanie do małżeństwa i rodziny. Być może w tym roku jest łatwiej lub trudniej niż rok temu, co także wpływa na przeżywanie wiary.
Nie chodzi o to, żebyśmy na każdym kroku dawali się zaskoczyć czymś nieoczywistym i nowym. Warto przeżywać czas, który dostaliśmy od Boga, smakować chwile i chłonąć powtarzane każdego roku treści jakoś inaczej. „Pasja” Mela Gibsona to jeden z takich filmów, przy którym nie wypada jeść popcornu. Doskonale znamy fabułę i nie zaskoczymy się zakończeniem. Jednak każdego roku rzesze katolików oglądają go w Wielki Piątek, aby przeżyć jeszcze raz to, co wydarzyło się na Kalwarii, z miłości do nas.
Niech te najbliższe dni Wielkiego Tygodnia nie będą zaskakujące. Przeżyjmy je jeszcze raz, ale ze świeżością serca i umysłu. Towarzyszmy Jezusowi, tak jak się towarzyszy przyjacielowi przy szpitalnym łóżku. Wiemy, jak ten tydzień się zakończy, ale nie to jest najważniejsze. Po nasiąkaniu tajemnicą cierpienia i męki tym radośniej niech wybrzmi wielkanocne „Alleluja”.